Reklama

​Piotr Bukartyk: W zasadzie już jestem zwolniony

Piotr Bukartyk przekonuje, że wiele w jego życiu artystycznym dzieje się przez przypadek. Autor i kompozytor piosenek, artysta kabaretowy oraz konferansjer opowiada o swych piosenkach, płycie, nad którą właśnie pracuje i wizytach w Trójce w programie Wojciecha Manna.

Piotr Bukartyk przekonuje, że wiele w jego życiu artystycznym dzieje się przez przypadek. Autor i kompozytor piosenek, artysta kabaretowy oraz konferansjer opowiada o swych piosenkach, płycie, nad którą właśnie pracuje i wizytach w Trójce w programie Wojciecha Manna.
Piotr Bukartyk w programie kabaretowym "Latający Klub Dwójki" (2015) /AKPA

PAP Life: Cały czas mnie pan przekonuje, że w pańskiej pracy artystycznej wszystko się dzieje jakby mimochodem, przypadkiem. Kabareton pan wygrał przypadkiem w Opolu...

Piotr Bukartyk: - No tak. Bo to był kompletny przypadek. To był trudny okres, katastrofa dla takich grajków jak ja. Przełom lat 80. i 90., kiedy padły wszystkie studenckie kluby. Przez jakiś czas chwytałem się zajęć, którym do dziś nie mogę się nadziwić: pomoc dentystyczna, sprzedawca paciorków i fajek z przemytu, producent wędzonych śledzi, konferansjer imprez masowych... nazbierało się tego. A potem ten kabareton, też taki trochę chichot losu.

Reklama

Przychodzi pan jeszcze do Manna?

-
Regularnie. W zasadzie już jestem zwolniony, ale redaktor Wojciech uznał mnie za niezastępowalną część swojego programu, więc staram się go nie zawieść.

Podobno pan mu zaproponował: "w nocy bym napisał, rano bym zaśpiewał... nie ustalajmy wcześniej, co to będzie" - podobnie jak z tą książką.

- Zaczęło się jak zawsze - od telefonu. Mój kolega Adaś zdobył numer nowego, podobno bardzo otwartego, dyrektora Trójki, Krzyśka Skowrońskiego. Postanowiłem zadzwonić. Przedstawiłem się, powiedziałem, że mam strasznie dużo pomysłów i potrzebuję miejsca, gdzie mógłbym twórczo eksplodować. Usłyszałem, że "w Trójce pracują najlepsi", na co odpowiedziałem, że "jeszcze nie, ale to się może zmienić, bo właśnie dzwonię". Dyrektor Skowroński zaprosił mnie na spotkanie, a potem dał mi szansę. Chwilę później umówił mnie z legendarnym Wojciechem Mannem i tak już zostało. Właśnie zaczął się dwunasty rok naszej współpracy. Co tydzień powstaje nowa piosenka, jak buty u szewca.

Czy może się pan pochwalić jakimiś nowymi projektami?

- W ostatnim rozdziale książki opowiadam o spektaklu Jurka Satanowskiego, złożonym z moich piosenek. To wielki zaszczyt dla mnie. Grają w nim Krysia Tkacz, Artur Barciś i wielu innych wspaniałych aktorów. Nie, to z pewnością nie koniec. Jeszcze w tym roku, na przełomie listopada i grudnia mam zamiar przedstawić Państwu nową płytę pt. "Ja, wolny człowiek, czyli z czwartku na piątek vol. 2". A co potem się stanie? Proszę, nie ustalajmy tego dziś.

Rozmawiała Dorota Kieras (PAP Life)

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy