Reklama

Otylia Jędrzejczak: Biała Mamba

To już koniec wodnego show "Celebrity Splash!". Czas na wielki finał! Która z gwiazd zostanie mistrzem skoków? - Trzymam kciuki za wszystkich zawodników. Bardzo ciężko pracowali - przyznaje przewodnicząca jury, Otylia Jędrzejczak.

Jak z perspektywy czasu ocenia Pani swój udział w programie?

Otylia Jędrzejczak: - Kiedy pojawiła się propozycja sędziowania w "Celebrity Splash!", zadałam sobie pytanie, czy to będzie ze mną spójne. W skokach jest odwaga i piękno. To bardzo wymagający sport, w którym liczy się precyzja. Każdy z zawodników staje na krawędzi. To jest zawieszona wysoko krawędź wieży, z której ma oddać skok, ale to jest też krawędź jego wytrzymałości, lęków i możliwości. Program jest mi bardzo bliski, bo pokazuje, ile pracy musi włożyć w swoje starty sportowiec. I że musi pokonywać nie tylko przeciwników, ale również samego siebie. Uczy też szacunku do wody, która naprawdę jest żywiołem.

Reklama

A jak układała się pani współpraca z pozostałymi sędziami - Danutą Stenką i Tomaszem Zimochem?

- Jako jedyna z grona jurorów jestem sportowcem, więc przypadła mi rola fachowego komentatora. To na mnie spoczywa odpowiedzialność za ocenę techniczną skoku: czy wyjście było prawidłowe, czy pozycja ciała w locie została zachowana, czy zanurzenie było poprawne. Moje oceny są techniczne, za co nieraz zostałam przez publiczność wybuczana. Ale tak już jest, że "Taniec z gwiazdami" ma Czarną Mambę, a w "Celebirty Splash!" jestem ja - Biała Mamba (śmiech).

Czy ocenianie uczestników było dla pani, wytrawnej sportsmenki, trudnym zadaniem?

- Wiem, co czuje zawodnik przed startem: adrenalinę, wiarę w to, że będzie dobrze, ale też silny strach. Zaskoczyło mnie jednak, że uczestników zjada ogromny stres. Bardzo często jest tak, że w trakcie prób generalnych wykonują lepiej skoki niż później w programie na żywo. Sportowcy z czasem wypracowują umiejętność radzenia sobie ze stresem. Jako pływaczka miałam głęboko wpojone, że liczy się nawet jedna setna sekundy i dlatego musi być dokładnie wykorzystana.

Który z zawodników zrobił na pani największe wrażenie? A może ktoś zaskoczył panią negatywnie?

- Szacunek należy się wszystkim za to, że podjęli wyzwanie i nie oszczędzali się na treningach. Naprawdę ciężko pracowali. Niektórzy przed programem nie mieli zbyt wiele wspólnego ze sportem, napinanie mięśni brzucha było dla nich abstrakcją. Byli nawet tacy, którzy nie umieli pływać! Dlatego przez całą edycję zwracałam uwagę na postępy każdego uczestnika. Oczekiwałam, że z programu na program będą wykonywali coraz trudniejsze ewolucje. I nie zabrakło tych, którzy temu zadaniu podołali.

Program dobiega końca, proszę zdradzić swoje najbliższe plany.

- Niedawno powołałam fundację, która zajmie się rozwojem młodych pływaków, byśmy za jakiś czas znów mogli cieszyć się polskimi zwycięstwami na olimpiadach. Chcę też pomóc zawodnikom odnaleźć się w życiu po zakończeniu kariery sportowej. To nie jest takie proste. Kiedy po igrzyskach w Pekinie postanowiłam zakończyć karierę sportową, nie miałam planu na przyszłość. Życie bez obowiązków treningowych, w którym nagle się znalazłam, okazało się dużo większym wyzwaniem, niż myślałam. Dlatego szybko wróciłam do pływania. Postanowiłam, że najpierw muszę ułożyć swój plan na życie i dopiero gdy będę go miała, porzucę sport. Zajęło mi to cztery kolejna lata. Dziś chcę podzielić się swoim doświadczeniem z innymi sportowcami i przygotować ich do zakończenia kariery.

Czy jeśli powstanie drugi sezon show, zdecyduje się pani znowu usiąść za sędziowskim stołem?

- Jestem gotowa sprostać temu wyzwaniu. Ciekawe tylko, czy nie wystraszę celebrytów i czy ktoś zgłosi chęć udziału w drugiej edycji, gdy nadal będę jurorką (śmiech).

Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy