Reklama

Niespodziewany zwrot akcji w reality show "Tylko Jeden"

Który z zawodników jest najsilniejszy i najlepiej gotuje, a kto awansował dalej? W czwartym odcinku uczestnicy, oprócz codziennych obowiązków wojowników MMA, musieli się zmierzyć z niecodziennymi zadaniami. Blanka Lipińska sprawdziła ich umiejętności gotowania, a Mariusz Pudzianowski przygotował dla nich trening prawdziwego strongmana. W „Tylko Jeden” doszło także do zaskakującej zmiany składu.

Który z zawodników jest najsilniejszy i najlepiej gotuje, a kto awansował dalej? W czwartym odcinku uczestnicy, oprócz codziennych obowiązków wojowników MMA, musieli się zmierzyć z niecodziennymi zadaniami. Blanka Lipińska sprawdziła ich umiejętności gotowania, a Mariusz Pudzianowski przygotował dla nich trening prawdziwego strongmana. W „Tylko Jeden” doszło także do zaskakującej zmiany składu.
Piotr "Leda" Walawski wygrał walkę w czwartym odcinku "Tylko Jeden" /Polsat

Ostatnia walka w programie wywołała dużo emocji wśród zawodników. Decyzją lekarzy została ona przerwana, ponieważ Kamil Dołgowski nie został dopuszczony do drugiej rundy przez kontuzję. - Moim zdaniem go oszukali - powiedział Piotr Walawski. Tymi słowami przejął się Adrian Bartosiński, zwycięzca pojedynku. - Skoro mówisz, że go oszukali, to znaczy, że ja go oszukałem - skomentował. Wynik starcia wzbudził kontrowersje, ale zawodnicy po przemyśleniu stwierdzili, że zdrowie jest najważniejsze.

- Dzisiaj będziecie dla mnie gotować - oznajmiła kolejnego dnia Blanka Lipińska. Te słowa nie ucieszyły Bartłomieja Gładkowicza, na którego w ringu czekał "Leda". - Nie ma lepszego zadania na mój tydzień walki... - stwierdził ironicznie. Zawodnicy mieli w ciągu godziny ugotować swoje popisowe danie. Zwycięzcą został Karol Wesling, który na co dzień pracuje jako szef kuchni, a najgorsze Piotr Walawski. W ramach kary musiał po wszystkich posprzątać. - Nie po to tu jestem, żeby robić z siebie jakiegoś śmiesznego kucharza. Przyjechałem do programu, aby walczyć - podsumował na gorąco.

- Cieszę się z tego rozstawienia, bo "Ledę" najmniej lubię i widać, że on mnie także nie lubi - stwierdził "Clark Kent", potwierdzając, że nie darzą się sympatią. Ich starcie zapowiadało się pasjonująco, ale bardzo dużo emocji przyniosło także zbijanie wagi. W przypadku Piotra Walawskiego problemów nie było. Jego rywal musiał pozbyć się aż ośmiu kilogramów i... nie dał rady. Nawet po dużym odwodnieniu nie zmieścił się w limicie wagowym 81,5 kg. - Bartek zachował się nieprofesjonalnie. Mam do niego żal, bo moim zdaniem nie podszedł do tego na poważnie - ocenił sytuację "Leda". Chwilę później zawodnicy zostali poinformowani, że Bartłomiej Gładkowicz opuszcza program!

Reklama

Reguły gry są nieubłagane, a cel wyjątkowy. Teraz na pozostałych czekała kolejna niespodzianka. To specjalny trening z Mariuszem Pudzianowskim, podczas którego nikt nie mógł liczyć na taryfę ulgową. - Od razu podeszliśmy do dużych ciężarów, a to na pewno spaliło mi mięśnie przedramienia i potem trudno było cokolwiek dalej robić - relacjonował Tomasz "Tommy" Romanowski. - Wyciągnąłem z nich ostatki sił. Naprawdę nogi będą ich paliły. Sam przez jedenaście lat robię takie treningi - podkreślił Mariusz Pudzianowski. Na koniec zawodnicy musieli przenieść stukilogramowe worki. Na tego, który pokonał najdłuższy dystans, czekała nagroda w postaci dożywotniego biletu na wszystkie gale KSW! Zwycięzcą został Marcin Krakowiak.

Sztab KSW musiał zmierzyć się z problemem znalezienia przeciwnika dla Piotra Walawskiego. Najbliżej wagi był Paweł Kiełek, który odpadł w pierwszym odcinku i w ten sposób dostał drugą szansę. Okazało się, że panowie mają sobie coś do wyjaśnienia, ponieważ "Leda" przegrał z nim kiedyś walkę. - Tym bardziej się cieszę - zaznaczył Piotr, dla którego ten pojedynek miał być spełnieniem marzeń. - Wierzę, że to jest ten moment, kiedy będę mógł zostać legendą. Legendą tego sportu! - powiedział przed walką. Przywrócony do show zawodnik również był mocno zmotywowany i nie zamierzał drugi raz odpaść. - Teraz czuję mniej emocji, więc jestem spokojniejszy - wytłumaczył.

Zawodnicy energicznie zaczęli decydujące starcie. Kiełek z impetem wpadł w Walawskiego i powalił na ziemię. Panowie spędzili dużo czasu w klinczu, cały czas próbując okładać przeciwnika ciosami. Najpierw Paweł uderzał z górnej pozycji, ale po chwili sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Runda zakończyła się gongiem. Kolejna rozpoczęła się od serii ciosów z obu stron. Kiełek bardzo mocno trafił swojego oponenta, ale za to "Leda" kontrolował go w parterze. Walka zakończyła się decyzją sędziów, którzy wskazali Piotra Walawskiego na zwycięzcę. Paweł Kiełek drugi raz w ciągu trzech tygodni musiał stawić czoło porażce...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy