Reklama

Nie mogę w to uwierzyć!

- Nie mogę uwierzyć w to, co się teraz stało. Trzy lata temu, kiedy zaczynałem tańczyć, nigdy nie sądziłem, że tak daleko zajdę - powiedział w rozmowie z Interia.tv Dominik Olechowski, laureat 6. edycji programu "You Can Dance". - Z brzydkiego kaczątka wyrósł łabędź - dodała jurorka Kinga Rusin.

Dominik, który wygrał prestiżowe stypendium w szkole tańca na Broadwayu i sto tysięcy złotych, tańczy dopiero od trzech lat. Postępy, jakie w tym czasie poczynił są imponujące. A jego przemiana w programie - jak wszyscy zgodnie podkreślają - niesamowita.

- Nigdy nie występowałem na scenie. Po raz pierwszy w tym programie. To dla mnie coś niesamowitego, że ludzie mnie polubili i co we mnie zobaczyli - wyznał nam Dominik.

Co, zdaniem laureata, sprawiło, że w finale widzowie wybrali właśnie jego, a nie Paulinę?

Reklama

- Nie wiem, dlaczego ludzie bardziej głosowali na mnie, niż na Paulinę. Nigdy nie udawałem kogoś innego, zawsze w tym programie starałem się być sobą. Wiedziałem, że nie jestem zwierzęciem telewizyjnym, nie mam też jakiejś wyjątkowej osobowości. Jestem prostym człowiekiem, zwykłym chłopakiem. Może ta naturalność sprawiała, że ludzie mnie polubili.

Co najważniejszego dał Dominikowi program?

- Wspomnienia! Kontakt z ludźmi! Nawet jeśli program się skończy, będziemy się widywać na sali tanecznej. Otworzyłem się na ludzi, obyłem się ze sceną, udzielam wywiadów... Kiedyś to nie było dla mnie możliwe. Nigdy nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Oczywiście rozwój taneczny - ogromny.

Czy wygrana była najważniejszym celem dla laureata "You Can Dance"?

- To nie był mój cel. To się działo z odcinka na odcinek. Moim największym celem było to, żeby być z siebie dumnym. Ważne było to, żeby wychodzić na scenę i pamiętać każdą sekundę z tego, co się działo. Ważne było to, żeby po prostu przeżyć coś niesamowitego.

Dominik wspominał w poprzednich odcinkach programu, że tańczy dopiero od trzech lat. Wcześniej tylko siedział przy komputerze. Co było zatem bodźcem do tego, żeby od tego komputera wstać i zacząć tańczyć?

- To, że zacząłem tańczyć, to był czysty przypadek. Pewnego dnia wstałem od komputera, byłem chyba na coś zdenerwowany i wyszedłem na ulicę. Do szkoły tanecznej wszedłem przez przypadek. Nie zamierzałem wtedy ćwiczyć, chciałem tylko zobaczyć...

- Instruktor wrzucił mnie na salę i tak to się zaczęło. Najpierw ćwiczyłem raz w tygodniu, potem coraz częściej, aż pewnego dnia przyłapałem się na tym, że przychodzę codziennie i ćwiczę nawet sam, bez nikogo.

Jak Dominik wyobraża sobie wyjazd do Nowego Jorku?

- Nie mogę sobie wyobrazić, jak to wszystko będzie wyglądało. Może porozmawiam z byłymi uczestnikami, którzy tam byli... Zobaczymy co będzie. Na Broadwayu nie ma jednej rzeczy, której chciałbym się nauczyć. Chciałbym po prostu iść na zajęcia taneczne i tańczyć od rana do wieczora.

Tutaj byliśmy zamknięci przez dwa miesiące i liczył się tylko taniec. Na Broadwayu będzie podobnie, to taka powtórka, tylko dłużej potrwa.

- Moje życie to tylko taniec. Tylko to się dla mnie liczy - dodał na koniec Dominik.

Kinga Rusin przyznała, że z punktu widzenia osoby, która ocenia emocje to był wymarzony finał.

- W finale spotkała się dwójka outsiderów, na których początkowo nikt nie stawiał. I Paulina, i Dominiki udowodnili, że nie boją się krytyki, że potrafią stawić czoła najgorszym wyzwaniom i zmierzyć się z surowymi ocenami, które ich mobilizowały. Czy to nie wspaniale, że wygrywają ci, na których nie stawiamy? Nikt się nie spodziewał, a powoli z takiego brzydkiego kaczątka wyrasta łabędź. I to był przykład i Pauliny, i Dominika - powiedziała nam tuż po finale Rusin.

Czego zabrakło zatem Paulinie, że to nie ją, a Dominika wybrali widzowie?

- Myślę, że Paulinie niczego nie brakuje, ale historia Dominika jest nie do przebicia. Dominik tańczy dopiero trzy lata. Chłopak, który miał wiecznie zwolnienia z w-f, nigdy nic nie robił ze swoim ciałem, postanowił tańczyć i w trzy lata osiągnął poziom mistrzowski. To znaczy, że w nim jest jakiś gigantyczny potencjał. To jest wielki talent. Gdyby Dominik zaczął tańczyć wcześniej, byłby może polskim Barysznikowem. Myślę, że ta historia i szczerość Dominika urzekła widzów. Poza tym podoba się dziewczynom! Jak może się zresztą nie podobać polski Leonardo DiCaprio? - dodała jurorka.

Paulina Przestrzelska, którą przegrała walkę o Broadway, powiedziała tuż po finale, że nie czuje niedosytu.

- Jestem w stu procentach zadowolona z tego, co zrobiłam na tej scenie, jestem zadowolona z każdego duetu. Jestem też zaskoczona, że tak dobrze mi poszło. Jestem z siebie dumna - wyznała w rozmowie z Interia.tv.

A co ten program dał Paulinie?

- Dał mi bardzo wiele. Dzięki temu programowi zaakceptowałam siebie, otworzyłam się na ludzi, przestałam się wstydzić, poznałam na nowo swoje ciało. Odkryłam siebie na nowo. Wygrałam też miłość i to chyba największa nagroda, jaka mogła mnie spotkać - przyznała finalistka 6. edycji "You Can Dance".

- To bardzo ważny dzień dla "You Can Dance" - powiedział nam szef jury Augustin Egurola. - Wygrana Dominika to znak i sygnał dla młodych ludzi, że trzeba czasem coś w swym życiu zmienić, że nie trzeba bać się zmian, że warto walczyć o swoje marzenia. Że wszystko jest możliwe.

Nie wszyscy wiedzą, że Dominik już kilka razy próbował dostać się do "You Can Dance", ale mu się to nie udawało. Egurrola przyznał, że to, że teraz ten chłopak wygrał program, który sobie wymarzył, jest niesamowite.

- Nie może być piękniej! Dominik buduje naszą legendę. Widzowie pokochali go za prawdę, którą w nim zobaczyli - dodał z uśmiechem.

Nie przegap swoich ulubionych programów telewizyjnych - wszystko znajdziesz tutaj!

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana polskiej telewizji w jednym miejscu!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama