Reklama

Natalia Klimas: Amerykański sen w Polsce

Dała się zauważyć w Stanach, jednak serce zostawiła w Polsce. Tęsknota była na tyle silna, że postanowiła wrócić. Natalia Klimas zdradziła swój przepis na relaks i opowiedziała o nowej roli u boku Piotra Adamczyka.

W serialu "Sama słodycz" gra pani Patrycję, asystentkę głównego bohatera. Jak opisałaby pani swoją postać?

Natalia Klimas: - Myślę o niej głównie przez pryzmat miłości, jaką darzy Fryderyka, granego przez Piotra Adamczyka. Na co dzień jest mało sympatyczną kobietą - nie lubi dzieci, bywa zimna i wyrachowana. Jednak mając do czynienia z Fryderykiem, zmienia się w rozkoszną dziewczynę.

Zatem jest co grać!

- Zawsze chciałam pracować z Agnieszką Pilaszewską, która pisze genialne scenariusze. Wreszcie gram postać, poprzez którą mogę wiele pokazać. Wspólnie z reżyserem zastanawialiśmy się, jak ją ugryźć, żeby była trochę komediowa, ale nie irytowała widza (śmiech).

Reklama

Komedia jest najtrudniejszym gatunkiem do zagrania?

- To prawda. Rozbawienie widza to wyższa szkoła jazdy. Na planie "Samej słodyczy" mogę też zawsze liczyć na pomoc Piotra Adamczyka, który mnie wspiera i daje cenne wskazówki. Wspólnie pracujemy nad naszymi postaciami.

Przez wiele lat mieszkała pani w Nowym Jorku, gdzie uczyła się pani aktorstwa i pracowała w tym zawodzie. Jak wygląda tam praca na planie filmowym?

- Jest podobnie! Różnica jest taka, że w Polsce rynek filmowy jest dużo mniejszy, a aktorowi o wiele łatwiej się przebić, niż w Stanach. Myślę, że mam tu o wiele większe możliwości, jestem szczęśliwa, że wróciłam do Polski.

Czy kariera była powodem, dla którego zdecydowała się pani wrócić do kraju?

- Tęskniłam za rodziną i bliskimi. Nie spodziewałam się, że moja kariera zawodowa aż tak się rozkręci. W Stanach bardzo długo czekałam, aby zagrać cokolwiek i byłam przekonana, że w Polsce będzie podobnie. Wszystko potoczyło się bardzo szybko, za co jestem wdzięczna losowi. Przywiozłam ze Stanów wiele pokory, co sprawia, że pracując doceniam każdy dzień na planie. Nawet, gdy muszę wstać o 5 rano na zdjęcia, mam na twarzy uśmiech od ucha do ucha. Cieszę się, że mogę pracować jako aktorka. Mój amerykański sen spełnił się w Polsce (uśmiech).

Jak pani lubi relaksować się po pracy?

- Po ciężkim dniu uwielbiam napić się gęstego, ciężkiego, czerwonego wina, zwłaszcza zimą. Latem wolę białe lub rosé. Bardzo lubię wino, ale go nie nadużywam, bo mam niską tolerancję na alkohol i koszmarne kace (śmiech). Kąpiel przy świecach czy relaks przed kominkiem to też moje klimaty.

Dobre wino idzie w parze z dobrym jedzeniem. Czy potrafi pani gotować?

- Tak, choć ostatnio nie mam na to zbyt wiele czasu. Uwielbiam też odkrywać nowe kulinarne miejsca na mapie Warszawy oraz chodzić do sprawdzonych restauracji, w których mnie znają i mogę czuć się jak w domu. Jednak najbardziej cenię sobie kuchnię mojej mamy, ona gotuje najlepiej na świecie!

Lubi sobie pani dogadzać! Drakońskie diety pani nie dotyczą?

- Jestem mało zdyscyplinowana (śmiech). Piję alkohol, popalam papierosy na imprezach, jem dużo żółtego sera i kwaśnej śmietany, a na planie zawsze podjadam czekoladę podczas charakteryzacji. Ale na co dzień jem dużo warzyw, od ponad 10 lat nie jem mięsa i staram się ćwiczyć 3 razy w tygodniu. Choć słysząc, jak niektóre aktorki o siebie dbają, żyją na sałacie i wciąż chodzą na jakieś zabiegi upiększające, to myślę sobie, że chyba muszę wziąć się w garść (śmiech).

Rozmawiała Paulina Masłowska.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy