Reklama

Na planie Dnia Kangura

"Hura bura, Dzień Kangura" - te słowa refrenu piosenki przewodniej programu "Dzień Kangura" rozbrzmiewały nieustannie w kolorowym studio telewizji, kiedy to kręcono części studyjne rodzinnego show.

Ekipa INTERIA.PL wybrała się na plan programu, by na własne oczy przekonać, się jak gwiazdy biorące udział w programie radziły sobie jako opiekunki do dzieci.

A było na co popatrzeć. Na pierwszy ogień poszli Rafał Mroczek i Paweł Golec. Ich podopieczni - rozbrykane sześcioletnie trojaczki - dały im nieźle w kość. Chociaż, jak mówią zgodnie sami zainteresowani, nie było tak źle.

"Ogólnie to był bardzo sympatyczny dzień, chociaż oczy trzeba było mieć cały czas dokoła głowy. Chłopaki mieli naprawdę dużo energii i mnóstwo pomysłów" mówił Rafał Mroczek.

Reklama

To, co było dla obu panów najtrudniejsze, to rozróżnianie identycznych braci, którym zabawa w zamianę imion bardzo przypadła do gustu.

- Parę razy podczas kręcenia programu w domu chłopaków na pewno zrobili mnie "w balona" i z pewnością często nie wiedziałem z którym z nich w danej chwili rozmawiam. Bo są identyczni - powiedział Paweł Golec.

A potwierdzeniem tego, co mówił Paweł Golec była sytuacja w studio, kiedy ponownie Rafał i Paweł spotkali się ze swoimi podopiecznymi. Niecelne strzały z dopasowaniem do trojaczków odpowiednich imion powtórzyły się.

Kiedy już ustalono, który z trojaczków jest który, rozpoczęła się część najważniejsza - czyli po raz pierwszy panowie mogli zobaczyć na ekranie swoje zmagania. Jak pokazały filmiki nie było łatwo, chociaż z pewnością bardzo sympatycznie - bo raz po raz oglądający wybuchali śmiechem.

Prowadzący program - Agata Młynarska i Jerzy Kryszak próbowali dociec jak naprawdę wygląda ten Dzień Kangura dla Rafała i Pawła i co było dla nich najtrudniejsze.

Po seansie filmowym przyszedł czas na werdykt i ocenę tego, który z wujków był lepszą nianią. Decyzja oczywiście należała do głównych bohaterów - czyli rozbrykanych trojaczków i ich rodziców.

Trojaczki w swojej ocenie nie byli zgodni, ale szalę zwycięstwa na rzecz Rafała Mroczka przechyliła mama trojaczków, która swojego "kangura" dała zwycięzcy.

Jednak trojaczki to nic w porównaniu z siódemką maluchów, którymi opiekowali się kolejno Edyta Herbuś i Mariusz Pudzianowski.

Kiedy oczekiwaliśmy na przybycie do studia tej rozbrykanej gromadki - nawet nie spodziewaliśmy się, że za chwilę może wpaść małe tornado. Kiedy w końcu pojawiła się cała szóstka plus mały Andrzejek na rękach mamy - od razu wszyscy znaleźli się w centrum zainteresowania, począwszy od pań garderobianych po makijażystki.

Najpierw dzieci, jedno przez drugie, opowiadały jak to było kiedy w ich domu pojawiła się Edyta Herbuś i jak uczyła ich tańczyć. Potem zdradziły, że ich kolejna niania - Mariusz Pudzianowski przewiózł ich swoim hammerem po lesie, a ponadto pozwolił zjeść swoją jajecznicę.

"Najbardziej podobało się nam kiedy z panem Mariuszem jeździliśmy po lesie. To było bardzo fajne. Trochę się baliśmy - ale samochód był duży i nic się nikomu nie stało" mówiło rozgadane rodzeństwo.

Najbardziej emocjonujące jednak było samo spotkanie szóstki maluchów z ich jednodniowymi nianiami. Śmiechom, sympatycznym przepychankom i kuksańcom nie było końca.

- Te dzieci są wspaniałe, bardzo inteligente, i bardzo wesołe. Dla mnie ten Dzień Kangura - mimo, że bardzo wyczerpujący - był bardzo miłym przeżyciem - powiedziała Edyta Herbuś.

Nasz pobyt na planie Dnia Kangura dobiegał końca i kiedy opuszczaliśmy polsatowskie studio - zdjęcia do kolejnego odcinka dobiegały do końca. Mimo, że pora była dosyć późna i dzieci powinny już dawno spać, to jednak w dalszym ciągu głośno rozbrzmiewała radosna piosenka "Hura, bura, Dzień Kangura....".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Edyta Herbuś | TROJACZKI | studio
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy