Reklama

Monika Zamachowska: Nigdy nie miałam problemów finansowych

Żona Zbigniewa Zamachowskiego, która wcześniej zdobyła popularność jako dziennikarka, prezenterka telewizyjna, wybrała się do słynącego z przepychu największego miasta w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Najpierw się tym pochwaliła, a po fali hejtu postanowiła rozwiać wątpliwości tych, którzy zastanawiali się, jakim cudem stać ją na taką podróż. I znów się pochwalić.

Żona Zbigniewa Zamachowskiego, która wcześniej zdobyła popularność jako dziennikarka, prezenterka telewizyjna, wybrała się do słynącego z przepychu największego miasta w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Najpierw się tym pochwaliła, a po fali hejtu postanowiła rozwiać wątpliwości tych, którzy zastanawiali się, jakim cudem stać ją na taką podróż. I znów się pochwalić.
Monika Zamachowska / Michał Baranowski /AKPA

W niedzielę Zamachowska opublikowała na swoich profilach na Instagramie i Facebooku post, w którym oznaczyła miejsce swojego pobytu - słynną wieżę Burj Khalifa. Wspomniała, że spotkała tam reżysera telewizyjnego Konrada Smugę. Ten ucieszył się z tego spotkania i w komentarzu zaznaczył, że odbyło się ono w knajpce, co nie byłoby możliwe w Polsce. Zamachowska potwierdziła: "Właśnie, psiakrew, żeby na pustynię było trzeba...".

W swoim poście Zamachowska zdała dokładną relację z tego spotkania. "Wlał we mnie odrobinę otuchy. Powiedział, że już niedługo spotkamy się na ojczystej ziemi, już bez tego nieznośnego słońca, palm, morza i setek atrakcji, typu gigantyczne akwarium, stok narciarski pod dachem, wjazd na najwyższy budynek świata, czy loty helikopterem nad miastem. Będziemy znowu tylko my, lockdown, polskie piekło i covid. Ulżyło mi. Dzięki, Rodaku!" - napisała.

Reklama

Internautom nie spodobało się przede wszystkim żartowanie z realiów panujących w Polsce. Zamachowską bardziej jednak zabolały komentarze dotyczące... jej jakoby złej sytuacji finansowej po zwolnieniu z TVP. "Szanowni krytycy mojej wyprawy po słońce: uprzejmie donoszę, że od ukończenia 18-ego roku życia pracuję i utrzymuję siebie i swoją rodzinę. Miałam dwie przerwy, na dwa urlopy macierzyńskie - wtedy pobierałam pieniądze z ZUS. Nigdy nie miałam poważnych problemów finansowych. Jeśli o nich czytaliście w bauerowskich pisemkach za 1 zł, to możecie już o tym zapomnieć, jak o tzw. faktach prasowych, stworzonych na potrzeby wierszówki przez redaktorki bez nazwisk" - odcięła się.

Przy okazji Zamachowska dogryzła też TVP, gdzie była prowadzącą m.in. programu "Pytanie na śniadanie". "25 lat pracy w ogólnopolskiej telewizji, niegdyś zwanej publiczną, sprawiło, że tak długo, jak będę zdrowa na ciele i umyśle, na chleb mi nie zabraknie. Wyrzucenie mnie nadszarpnęło bowiem moją godność i dobre samopoczucie, ale nie pozbawiło mnie doświadczenia, ani kompetencji zawodowych" - dodała.

Na koniec Monika Zamachowska zaznaczyła, że od roku, czyli od momentu zakończenia pracy w TVP, mimo pandemii, pracuje i zarabia więcej niż przez ostatnich dziesięć lat. "Trochę mi głupio się z tego tłumaczyć, no ale trudno, być może tak trzeba, gdy się jest i w dalszym ciągu zamierza mieszkać w kraju nad Wisłą. Pozdrawiam Was serdecznie, życzę dużo zdrowia i dużo pracy. Wasza M." - napisała.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Monika Richardson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy