Reklama

Monika Richardson: Pożegnanie z Anglią

Najnowsza książka Moniki Richardson "Pożegnanie z Anglią" pełna jest obserwacji z życia Anglików i Angielek. Okazuje się, że zdaniem autorki, panie mieszkające na Wyspach pełne są kompleksów...

Jakie są te angielskie kobiety?

Monika Richardson: - Trzeba uważać na generalizacje. Dostałam już z tego powodu kilka razy po głowie. Każda jest inna - tak jak Polki. Myślę, że nie chcielibyśmy na przykład słuchać, że Polki są leniwe, bo każda z nas bywa tytanem pracy. W Anglii obracałam się w szczególnych kręgach. Bardzo konserwatywnych, związanych z RAF-em, czyli Królewskimi Siłami Lotniczymi. Środowisko żołnierskie jest wszędzie takie samo. Obowiązuje hasło: 'Bóg, honor, ojczyzna'. Silne jest przekonanie, że kobieta jest strażniczką domowego ogniska, że nie powinna pracować.

Reklama

- Z drugiej strony miałam do czynienia z bardzo aktywnymi i inteligentnymi kobietami, które całe swoje życie poświęciły na udowodnienie mężczyznom, że są wystarczająco dobre i dadzą radę być matkami i jednocześnie świetnie wykonywać swój zawód. To kobiety - heroski, kobiety totalne. Jest ich sporo także w Polsce, ale paradoksalnie, mam wrażenie, że Polkom bywa łatwiej, przynajmniej mentalnie.

Z pani książki zapamiętałem stwierdzenie, że Angielki mają się za gorsze w stosunku do mężczyzn.

- To dziwne. W rzeczywistości nie są przecież gorsze ani intelektualnie, ani psychicznie. Długo zastanawiałam się nad tym, dlaczego tak jest. Wydaje mi się, że w Anglii wciąż obowiązuje tradycja patriarchalna. U nas jest inaczej. Polki są silniejsze i nieobarczone tyloma kompleksami, co Angielki. Mają pod górę, ale swoją siłę czerpią ze swojej kobiecości.

Zaskakujące. Gdy odwiedzałem duże angielskie miasta, miałem wrażenie, zwłaszcza w Londynie, że kobiety są tam wyjątkowo pewne siebie i wyzwolone.

- Trzeba by do nich podejść i zagadać. Wtedy przekonałby się pan, że duża część tak zachowujących się kobiet wcale nie jest Angielkami... Mogą to też być na przykład rzutkie imigrantki, które mają zupełnie inną mentalność. Typ silnych Angielek, o jakich pan wspomniał, występuje przede wszystkim w londyńskim City. Tam łatwiej spotkać kobiety dobrze ubrane, zadbane, na obcasie i z laptopem pod pachą. W kontekście całego kraju takich Angielek jest mikroskopijna ilość.

Czy gdybym udał się do pubu, łatwo byłoby mi nawiązać bliższe relacje z Angielkami?

- Tylko w pubie w Londynie. Jakby wszedł pan do baru w Oksfordzie czy Guildford, to żadna Angielka by na pana nie spojrzała, po pierwsze dlatego, że by jej tam nie było (co kobieta miałaby robić w pubie?), a po drugie, dlatego, że bałaby się tego, że posądzono by ją o bycie wyzywającą.

Polki o wiele częściej wiążą się Anglikami, niż Polacy z Angielkami. Jak pani myśli, dlaczego?

- Może Polki są dynamiczniejsze i łatwiej się adaptują? Nasi mężczyźni są bardzo przywiązani do kraju i rodziny. Może to nie jest takie złe. Zostaje ich przecież więcej dla nas - Polek (śmiech).

Jak odbierały panią Angielki?

- Jako osobę bardzo wyzwoloną, emocjonalnie wybujałą i nadekspresyjną. Angielki, które poznałam, nawet te najbardziej niezależne, nie lubią konfrontacji. Natomiast ja jestem osobą, która doprowadzi do trudnej rozmowy, jeśli uważam, że oczyści to atmosferę, wyjaśni sytuację. Bardzo rzadko spotykałam Angielkę, która szła 'na zderzenie'. Najczęściej usuwały mi się z drogi. Później dowiadywałam się od osób postronnych, że nie były zachwycone spotkaniem.

Czy zaprzyjaźniła się pani z jakimiś Angielkami?

- Miałam jedną przyjaciółkę, lekarkę i matkę dwóch synów. Jej mąż Anglik, pilot British Airways, ma polskie pochodzenie. Co śmieszne, nosi ona męskie imię - Jo. Jesteśmy w kontakcie do dzisiaj. Do tego doliczyłabym kilka kobiet, które poznałam w szkole mojego syna. Trudno powiedzieć, czy to były głębokie relacje. Wszystko opierało się na tym, że miałyśmy dzieci w podobnym wieku.

Czy pani córka Zosia to bardziej Angielka czy Polka?

- Jeszcze nie wiadomo, co się z niej wylęgnie, bo ma dopiero 8 lat. Wydaje mi się, że z dwójki moich dzieci syn jest zdecydowanie bardziej angielski. Ale on też się ciągle zmienia. Zobaczymy, na jakich ludzi wyrosną.

Śmiejemy się z tego, jak noszą się Angielki. Mówimy, że nie mają gustu, że potrafią pójść do sklepu w piżamie. Czy czuła się pani wśród nich jak ikona stylu?

- Wprost przeciwnie, czułam się tam bardzo nieswojo i staram się wtopić w tłum. Nie używałam makijażu, chodziłam w dresie. Cieszyłam się również z anonimowości, której nie mam w Polsce od wielu lat. Co nie zmienia faktu, że przyjeżdżając do Polski, cieszyłam się, że będę miała okazję założyć wysoki obcas, uszminkować na czerwono usta. Ma to dla mnie, od czasu do czasu, znaczenie.

Z Moniką Richardson rozmawiał Andrzej Grabarczuk (PAP Life).

-------------------------------------------------------------

Monika Richardson - dziennikarka i prezenterka. Urodziła się we Wrocławiu w 1972 roku. Studiowała iberystykę na Uniwersytecie Warszawskim. Od 1995 do 2011 roku pracowała w TVP2. Była m.in. gospodynią popularnego programu "Europa da się lubić". Redaktor naczelna miesięcznika "Zwierciadło" w latach 2006-2008. Pracuje w telewizji TTV, gdzie prowadzi talk show "Studio TTV". Przez wiele lat mieszkała w Wielkiej Brytanii. Jej drugim mężem był Szkot Jamie Malcolm. Ma z nim dwoje dzieci: 11-letniego Tomasza i 8-letnią Zofię.

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: życia | Monika Richardson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy