Reklama

Marta Żmuda Trzebiatowska tęskni za kamerą

Będąc u szczytu popularności Marta Żmuda Trzebiatowska zdecydowała się zwolnić i przemyśleć, dokąd zmierza. Zrezygnowała z bankietów i ról telewizyjnych, by w całości poświęcić się pracy w teatrze. Czy nie żałuje swojej decyzji?

Od dłuższego czasu nie oglądamy pani w żadnych serialach. Dlaczego?

Marta Żmuda Trzebiatowska: - Może dlatego, że nie dostaję propozycji, które zachęciłyby mnie do podjęcia nowych, ciekawych wyzwań. Na naszym serialowym podwórku niewiele się ostatnio dzieje, coraz częściej kręci się paradokumentalne seriale, gdzie pojawiają się amatorzy. Brakuje mi odważnych, interesujących produkcji, niekoniecznie opartych na zagranicznym formacie, które przełamałyby stereotypy, zaskakiwały czymś odkrywczym i świeżym lub mówiły o czymś istotnym. Powoli jednak zaczynam tęsknić za kamerą, choć cieszę się, że mogę pozwolić sobie na to, by również widzowie za mną zatęsknili.

Reklama

W swoim dorobku ma pani co najmniej dziesięć seriali. Czy któryś wspomina pani szczególnie?

- Sporym sentymentem darzę dwie role. Oli z sensacyjnego "Twarzą w twarz", gdyż zawsze byłam fanką tego typu produkcji i po raz pierwszy dostałam szansę, by zagrać dużą rolę. Także Joanna Konieczna z "Chichotu losu" przypadła mi do gustu. I to tak bardzo, że wcześniej zrezygnowałam z pracy na planie filmu fabularnego.

Dlaczego?

- Rola dziewczyny nastawionej na karierę, która po pewnym czasie przewartościowuje swoje życie była dla mnie ważna, sam serial też opowiadał o czymś bardzo istotnym i aktualnym. O moim pokoleniu, o młodych kobietach, które bezgranicznie poświęcając się pracy, zapominając zupełnie o sobie, nie mają prywatnego życia. Żałuję, że nie nakręcono drugiej serii.

Na brak pracy nie może pani chyba narzekać?

- W ciągu miesiąca gram średnio dwadzieścia, dwadzieścia pięć przedstawień, w chwili obecnej jestem w pięciu tytułach w stołecznym Teatrze Kwadrat. Teatr daje mi poczucie bezpieczeństwa, świetnie mnie rozwija, fantastycznie się w nim czuję. Seriale oglądają miliony ludzi, ale tylko w teatrze aktor może poczuć energię zwrotną, zobaczyć natychmiastową reakcję publiczności. Kiedy widzę po spektaklu uśmiechniętych, rozbawionych widzów jestem po prostu szczęśliwa.

W teatrze pokazuje pani swój komediowy talent. Nie chciałaby pani zagrać w czymś bardziej poważnym?

- Kiedy kończyłam studia, moją ambicją było, aby pojawiać się na scenie w dramatycznych rolach - wydawało mi się, że nie pasuję do komediowego repertuaru. Na szczęście trafiłam do Teatru Kwadrat, gdzie musiałam pokonać olbrzymi lęk przed samą sobą, przestać obawiać się być zabawną.

W jaki sposób pani odpoczywa?

- Każdą wolną chwilę staram się spożytkować dla siebie i przyjaciół, rozwijać swoje pasje. Może zbliżająca się trzydziestka sprawiła, że uświadomiłam sobie, iż ostatnie osiem lat gdzieś mi uciekło, nie zostało nic prócz pracy. Dlatego, kiedy mam wolną chwilę uciekam na Kaszuby. W rodzinnych stronach mam święty spokój.

Rozmawiał Artur Krasicki, EW

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy