Reklama

Marta Klubowicz: Aktorka i tłumaczka

Jej droga do szczęścia była kręta i wyboista. Dlatego, że nie uznaje dróg na skróty...

Lubi ryzyko i nie boi się podjąć żadnego wyzwania. Może dlatego w jej życiu było tyle zawirowań i chwil, gdy chciała rozpocząć "nowy rozdział życia"? Znajomi Marty Klubowicz (49 l.) twierdzą wręcz, że aktorka jest niespokojnym duchem, który ciągle poszukuje doznań i silnych emocji.

Ona sama mówi, że nie jest żądna przygód, nie marzyła o wielkiej karierze gdzieś za granicami ojczyzny. A to, że przeprowadzała się aż czternaście razy i wiele lat mieszkała za granicą? Po prostu tak ułożyło się jej życie...

Była jedną z najzdolniejszych studentek szkoły teatralnej we Wrocławiu. Dyplom obroniła w 1985 r. i od razu wystąpiła w przeboju filmowym lat 80. "Och, Karol". Zagrana z humorem rola jednej z kochanek tytułowego bohatera z miejsca zaskarbiła jej sympatię widzów. Jednak szczyt popularności przyszedł kilka lat później, gdy zagrała Dorotę Wanat w pierwszej polskiej telenoweli "W labiryncie" (oglądało ją 16 milionów widzów!). Aktorka nawet dziś lubi wspominać tamtą rolę: Moja bohaterka miała jedną nogę krótszą. Cała Polska płakała, jak mi tę nogę zoperowano. Ludzie jeszcze bardzo długo pytali mnie: "Jak nóżka?" - opowiada.

Reklama

Sukces serialu "W labiryncie" mógł być trampoliną do statusu gwiazdy telewizji. Ale jej taka kariera nie imponowała. W dodatku bardzo ciekawił ją świat. Dlatego, mimo sukcesu serialu, postanowiła zakosztować szczęścia za granicami Polski. Załatwiła sobie stypendium i pojechała do Wiednia. Była pewna, że uda jej się pogodzić dwa domy, dwie ojczyzny. Dziś, jako kobieta w piątej dekadzie życia, uznaje takie myślenie za "błąd typowy dla młodości". Bo powrót po latach na polski rynek wcale nie był łatwy...

Okazało się, że producenci i publiczność mają już nowych bohaterów. - Nie było dla mnie miejsca w kraju. Do dzisiaj płacę za to cenę, dlatego nie wyjeżdżam z Polski na dłużej niż na urlop - robi rachunek sumienia aktorka. Pobytu w Austrii nie można jednak uznać za czas stracony. Właśnie tam nauczyła się biegle języka (którego wcześniej nie chciała się uczyć, bo... jej się nie podobał), pokochała tamtejszą kulturę. I odkryła nową pasję w życiu - tłumaczenie literatury niemieckiej. Pani Marta przetłumaczyła już wiele sztuk, scenariusze filmowe, poezję. Dziś pracuje m.in. nad twórczością Freda Apke, który okazał się nie tylko utalentowanym niemieckim dramaturgiem, ale także... miłością jej życia.

U jego boku wreszcie odnalazła szczęście, którego bezskutecznie poszukiwała w dwóch poprzednich związkach. - Mój mężczyzna z przekonaniem mówi mi, całkiem nieproszony, że jestem piękna i seksowna - nie wierzę w to, ale najważniejsze, że on tak myśli - śmieje się aktorka. O swoim niemieckim etapie życia nie chce dzisiaj mówić za wiele. Po prostu tak miało być... Bo aktorka nie wierzy w przypadki. Wszystko dzieje się po coś, tylko nie zawsze potrafimy to dostrzec.

- Życie jest nieprzewidywalne i za to je kocham - wyznaje radośnie. Po latach podróży i poszukiwań swoją przystań znalazła wreszcie na przedmieściach Warszawy. Piękny, urządzony ze smakiem apartament jest miejscem, o jakim marzyła. - Zamieniałam mieszkanie na większe dzięki pracy w Rosji. Zrobiłam tam serial - zdradza aktorka.

Wolny czas najchętniej spędza w polskich górach. Może dlatego, że urodziła się w Kłodzku, wychowywała w Dusznikach Zdroju i Nysie (jest honorową obywatelką tego miasta). - Gdy przeprowadziłam się do Warszawy, bardzo mi przeszkadzało, że tu jest tak płasko - żartuje pani Marta. O czym marzy? Teraz właściwie tylko o jednym. Chciałaby tym, co robi, poruszyć kilka serc i... grać do końca życia!

Iza Wojdak

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy