Reklama

Marcin Tyszka w "Project Runway"

Przed nami druga edycja "Project Runway". Do jury talent show dla projektantów dołączył Marcin Tyszka, człowiek, który modę po prostu kocha.

Lubi pan być jurorem?

Marcin Tyszka: - Chyba ten zawód mnie polubił. Przede wszystkim jestem fotografem, a od kilku lat non stop juroruję. Nie wiem, jak to się dzieje. Ale to przyjemne zajęcie, tym bardziej że i w "Top Model", i w "Project Runway" są fantastyczni ludzie. Z Anją Rubik zrobiliśmy wspólnie wiele sesji i przyznam się, że bardzo lubię ją wkurzyć w programie. Kiedy jestem fotografem, nie wypada, a kiedy jestem jurorem, to czasami specjalnie robię jej na złość, żeby się troszkę zdenerwowała (śmiech). Przez przekorę.

Reklama

Jak to jest być jak wyrocznią, móc wpływać na czyjś los?

- To odpowiedzialne zadanie. Cóż, udało mi się przebić w świecie mody i udowodnić, że można z tego żyć. I również po to jest "Project Runway". A jeżeli znajdzie się ktoś z wielkim talentem, będę pierwszą osobą, która zechce mu pomóc. Tak robię z modelkami i tak samo z projektantami, bo to jest mój świat od 20 lat.

Jakim jurorem chce pan być?

- W moim przypadku łagodnym to chyba się nie da (śmiech). Myślę, że zawodnicy już mnie poznali i wiedzą, że to, co mówię, trzeba brać z przymrużeniem oka. Ale na pewno ostro namieszam w programie.

Czy przydaje się panu doświadczenie z "Top Model"?

- "Top Model" nauczyło nas, jak pokazać modę w telewizji i myślę, że dzięki temu zaistniał "Project Runway". Bo gdyby nie było modelek, ludzie nie interesowaliby się tak bardzo modą. Stała się ona osobną, rozległą dziedziną życia. To jest wielki dział przemysłu, biznesu, wszystkiego.

Mawia pan, że każdy kraj ma swoją specyfikę mody. Jaką ma nasz?

- Mam nadzieję, że dopiero ją poznamy, bo to, co jest do tej pory, jest straszne. W Polsce, niestety, panuje pochwała brzydoty.

A jak to się ma do powiedzenia, że "nie to ładne, co ładne, ale co się komu podoba"?

- Gusty też trzeba edukować. "Project Runway" uwrażliwia ludzi na estetykę. W przeciwnym razie bylibyśmy skazani na pozostanie w bazarowej tandecie, która w wielu miejscach jeszcze pokutuje.

źródło: Dzień Dobry TVN/x-news

By odnieść sukces, wystarczą talent i ciężka praca?

- I szczęście.

Czy to jeszcze są dla pana emocje, że ukazuje się np. zagraniczny "Vogue'" z pana sesją, czy to już dla pana normalna sytuacja?

- Oczywiście, że tak. Zawsze. Kiedy jestem na lotnisku i pośród różnych magazynów widzę swoje okładki, a to się teraz zdarza co miesiąc, jest ten dreszcz, który mnie przechodzi. To stanowi dla mnie świadectwo mojego sukcesu, a nie to, że pojawiam się w telewizji. Co zresztą też bardzo lubię, ale ja mierzę swoją wartość tylko przez te okładki.

Rozmawiała Katarzyna Sobkowicz.

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady!

Super TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy