Reklama

Maciej Orłoś: Tajemnica rzecz święta

Musiałem nauczyć się, żeby być, a nie grać - wspomina swoje początki Maciej Orłoś. Jego profesjonalizm doceniają widzowie, co widać po rosnących słupkach oglądalności. - To fenomen - komentuje dziennikarz.

Lata mijają, a "Teleexpress" wciąż pędzi w zawrotnym tempie i nie zamierza zwolnić.

Maciej Orłoś: - Powiedziałbym nawet, że przyśpiesza. W listopadzie osiągnęliśmy rekordową oglądalność, zostawiając daleko w tyle inne programy informacyjne, co, rzecz jasna, bardzo cieszy i potwierdza fakt, iż 'Teleexpress' jest fenomenem! Łatwo to zresztą wytłumaczyć - widzowie przyzwyczaili się do lżejszej, zabarwionej często żartem, dowcipem formuły programu, która pozwala sklasyfikować go w kategorii infotainmentu, czyli informacji połączonej z rozrywką. Specjalizujemy się w krótkiej formie i szybkim tempie, co też ludziom odpowiada, a godzina emisji nie zmienia się od lat. Jak wynika z badań, nie bez znaczenia pozostaje tu uznanie dla profesjonalizmu i poczucia humoru prowadzących - tzn. Beaty Chmielowskiej-Olech, Danuty Dobrzyńskiej oraz mojej skromnej osoby.

Reklama

Tak dalece pańska twarz kojarzy się z "Teleexpressem", że aż trudno uwierzyć, że nie był pan w nim od samego początku!

- Istotnie, serwis wystartował w 1986 roku, a ja dołączyłem w 1991 roku, już po przemianach w naszym kraju. Wcześniej nie miałem takich myśli, by robić cokolwiek innego, byłem przywiązany do swoich ambicji aktorskich. Skończyłem PWST i próbowałem sił w tym zawodzie, a kiedy pojawiła się propozycja z telewizji, pomyślałem sobie, że będzie to jedynie epizod dziennikarski. Tymczasem to aktorstwo okazało się epizodem w moim życiu.

Umiejętności aktorskie przydały się w pracy prezentera?

- Jeśli chodzi o sprawy czysto techniczne, to pewnie tak, ale kiedy teraz patrzę na siebie z początków, to widzę, że zbyt dużo było aktorstwa w tym prowadzeniu - musiałem się dopiero nauczyć, żeby być, a nie grać! Nie takie to znowu proste, a i formuła 'Teleexpressu' jest taka, że trzeba ją wyczuć i albo człowiek zaskoczy, albo nie. I nie mówię tu tylko o prowadzących, ale o całej ekipie. Przy okazji chciałbym dodać, że udało nam się tu stworzyć całkiem zgrany zespół, w którym, mimo okazjonalnych różnic zdań, pracuje się bardzo przyjemnie.

Ciekawostką jest to, że "Teleexpress", jako jedyny bodaj program telewizyjny, ma swoją ulicę.

- Owszem, w Krynicy Morskiej. I niewykluczone, że jako jedyny, aczkolwiek istnieje jeszcze 'Ulica Sezamkowa', ale nie wiem, czy jest gdzieś ulica nazwana jej imieniem (uśmiech)...

Kolejnym przedsięwzięciem telewizyjnym z pana udziałem są testy wiedzy TVP1, których jesteście państwo, z Pauliną Chylewską, gospodarzami. To rodzaj interaktywnej zabawy.

- Przystaje zarówno do naszych, internetowych czasów, jak również współgra z misją telewizji publicznej, dostarczającej nam w ten sposób atrakcyjnej formy edukacji. Cieszy się ona ogromnym zainteresowaniem.

Jak wyglądają przygotowania do programu?

- Ponieważ jest on emitowany na żywo i składa się z wielu elementów, wymaga czasochłonnych prób i maksymalnej precyzji, by 'nie przewalić', jak to się mówi w naszym telewizyjnym slangu. Co do meritum zagadnień, to sprawdzam zawsze odpowiedzi przed programem, by wiedzieć, o czym mówię, więc chcąc nie chcąc, sam się uczę.

Zatem dostaje pan wcześniej pytania?

- Owszem, ale - jako mąż zaufania - nie zdradzam ich nikomu. Nie uległem nawet własnej córce, która mnie o to prosiła. Tajemnica to rzecz święta!

Czy pana dzieci uczestniczą w tej zabawie?

- Córka, 10-letnia Mela zawsze, najmłodszy syn, 13-letni Kuba okazjonalnie. Jeśli zaś idzie o moich dorosłych synów, to myślę, że Antka zainteresowałby test o muzyce, na której się świetnie zna, sam jest perkusistą, natomiast Rafał był u nas na jednym z nagrań, z zespołem LemON, jako jego menedżer.

Mało kto wie, że poza działalnością telewizyjną, zajmuje się pan pisaniem książek dla dzieci.

- Mam na koncie cztery - dwie dla przedszkolaków i dwie dla dzieci starszych i ich rodziców. Idea czytania dzieciom jest mi bliska, przeraża mnie ekspansja mediów elektronicznych, a zwłaszcza gier komputerowych, które prowadzą do nałogu, ogłupiają i izolują od świata. Proponując dziecku lekturę, odpowiednią do wieku i we właściwym czasie, możemy w dużym stopniu wpływać na jego preferencje i sprawić, że połknie bakcyla - będzie słuchać z otwartą buzią, po czym wróci, prosząc o następną. Wiem, co mówię, bo tego doświadczyłem, dlatego zwracam się do wszystkich z gromkim apelem - czytajcie swoim dzieciom!

Rozmawiała Jolanta Majewska.

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy