Reklama

Ma plan minimum

Do 17. roku życia jego pasją była koszykówka. Sport zamienił jednak na śpiewanie i teraz walczy o zwycięstwo w "X Factorze" pod wodzą Kuby Wojewódzkiego.

"Tele Tydzień": Spodziewał się pan, że znajdzie się w finałowej dziewiątce "X Factora"?

Marcin Spenner: - To dla mnie duże zaskoczenie i chyba było to widać w programie (śmiech). Od samego początku, czyli od castingów w Zabrzu, to, co się dzieje wokół, to dla mnie ogromny szok. Śpiewam krótko, bo zaledwie 3 lata i teraz czuję się tak, jakbym wszedł do windy, która ma do pokonania sto pięter.

- Udział w programie sprawił, że w błyskawicznym tempie pokonałem już chyba połowę tego dystansu. Tu mam okazję pracować z niesamowitymi ludźmi i nauczyć się rzeczy, które sam musiałbym przyswajać latami. Zachowania na scenie, obycia z mediami. To dla mnie prawdziwy dar od losu.

Reklama

Czyli robiąc bilans zysków i strat, warto było porzucić sport dla śpiewu?

- Warto! Choć z koszykówką było tak, że nie do końca sam ją porzuciłem. Miałem po prostu kontuzję kolana i musiałem na jakiś czas przerwać treningi. Potem mogłem oczywiście wrócić na boisko, ale ostatecznie zrezygnowałem. Obraziłem się za ten uraz i grę w kosza zamieniłem na śpiew (śmiech).

Studiuje pan stosunki międzynarodowe, to kierunek niezwiązany ze sceną i show-biznesem. Czyżby szykował się pan do kolejnej zmiany?

- Nie, absolutnie. Nie mam zamiaru porzucać studiów. Wykształcenie jest przecież bardzo ważne. Poza tym miałem już kilkuletnią przerwę, niedawno wróciłem na uczelnię i raczej nie planuję kolejnej pauzy. Jednak to, co teraz dzieje się w moim życiu, może mi trochę skomplikować naukę. Z pojawianiem się na wykładach też może być różnie. Mam jednak cichą nadzieję, że profesorowie będą dla mnie choć trochę wyrozumiali (śmiech).

A jak na pańską muzyczną karierę reaguje rodzina i przyjaciele? Kibicują panu? Trzymają kciuki i życzą zwycięstwa?

- To dla nich, tak jak i dla mnie ogromne zaskoczenie. Idąc do 'X Factor', szczerze mówiąc, nie spodziewałem się takiego rozmachu. Oglądałem poprzednią edycję jako widz i wówczas nawet nie przypuszczałem, że to wszystko jest na tak dużą skalę. Poza tym jestem pod wielkim wrażeniem emocji, jakie program wzbudza wśród ludzi. Fora internetowe pełne są opinii. Na szczęście w większości pozytywnych (śmiech).

- A jeśli chodzi o moich znajomych i przyjaciół, to właśnie oni skłonili mnie do udziału w tym programie. Kiedy zaczynałem śpiewać, śpiewałem dla nich. Oczywiście nieocenionym wsparciem jest moja dziewczyna, Małgosia, która też gorąco mnie namawiała, żebym zgłosił się do programu. To ona była pierwszą adresatką moich występów. Kiedyś wyjechała na dwa miesiące za granicę. Z tęsknoty nagrywałem i wysyłałem jej filmiki z moimi piosenkami.

Jak ocenia pan swoje szanse na zwycięstwo w programie?

- Raczej nie mam na to szans. Choć wszystko może się zdarzyć. Mój plan to zaśpiewać w trzech, może czterech odcinkach na żywo. Jeśli to się uda, to już będzie dla mnie wielki sukces. Będę naprawdę bardzo dumny.

Z Marcinem Spennerem rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk.

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: życia | śpiewanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy