Reklama

Łukasz Płoszajski nie może narzekać

Z serialem "Pierwsza miłość" Łukasz Płoszajski związany jest od początku. Losy jego bohatera bywały tak zagmatwane, że widzowie naprawdę obawiali się o jego życie. Sam aktor jest bardzo zadowolony, że scenarzyści nie pozwalają mu się nudzić na planie.

Artur, którego grasz w "Pierwszej miłości", po latach wreszcie znów jest z Kingą. Czy będzie z tego ślub?

Łukasz Płoszajski: - Wszystko ku temu zmierza. Artur i Kinga (Aleksandra Zienkiewicz) mają za sobą wspólną historię, ale mają też dzieci z innych związków. Świadomie podjęli decyzję o byciu razem i jest to dojrzała relacja oparta na wieloletniej przyjaźni. Znają się na wylot, bardzo się lubią i wiele razem przeszli. To solidne fundamenty udanego związku.

Czy Zosia, była partnerka twojego bohatera, będzie nadal uprzykrzać mu życie?

Reklama

- Nie tylko ona będzie starała się rozbić ten związek! Dorota Kwietniewska, która wciela się w postać Zosi, prywatnie jest uroczą osobą, a gra klasyczny czarny charakter. Wprowadzi w życie Artura i Kingi sporo zamieszania, przez co ślub stanie pod znakiem zapytania. Ich związek zostanie wystawiony na kolejną próbę, z którą będą musieli sobie poradzić.

Jest coś, czego nie lubisz w pracy na planie serialu?

- Porannego wstawania! Nie cierpię przychodzić wcześnie do pracy, a czasem jest to konieczne, bo np. kręcimy scenę na cmentarzu, gdzie o 9:00 rano zaczyna się ceremonia pogrzebowa, więc musimy się wyrobić do tego czasu. Zdecydowanie wolę zostać w pracy po godzinach, niż wstawać tak rano. Ale poza tym, nie mam na co narzekać. Gram fajną rolę, pracuję ze świetnymi ludźmi w ładnym budynku i w dodatku serwują nam smaczne obiady (śmiech).

Czyli przyjaźnie na planie filmowym jednak są możliwe?

- Oczywiście. Gdy przyjeżdżają do nas na zdjęcia koledzy z Warszawy, są bardzo mile zaskoczeni panującą u nas atmosferą. A kiedyś było jeszcze lepiej! Wspólnie jeździliśmy na wakacje, spędzaliśmy razem sylwestra, po skończonych zdjęciach lądowaliśmy w hotelowym basenie - po prostu świetnie się bawiliśmy.

Z sentymentem wspominasz tamte czasy?

- O, tak! Chciałbym mieć wehikuł czasu i móc wrócić do tamtych dni...

Dziś masz dużo więcej zobowiązań - jesteś tatą 4-letniego Mikołaja.

- Tak, i zupełnie w niczym mi to nie przeszkadza. Być może byłoby inaczej, gdybym jeździł po Polsce ze spektaklami, ale mam to szczęście, że pracuję na miejscu, we Wrocławiu. Dzięki temu mam dużo czasu dla swojego syna. Na planie "Pierwszej miłości" czy na próbach w teatrze nie jestem codziennie, więc mogę nacieszyć się Mikołajem.

A co najchętniej robisz, gdy masz czas tylko dla siebie?

- Dużo czytam. Chętnie oglądam też amerykańskie seriale, niektóre z nich są świetne. Rzadko bywam w teatrze na widowni, bo częściej jestem na scenie. Poza tym lubię podróże. Im dalej, tym lepiej.

Ciągnie cię w cieplejsze klimaty?

- Zawsze! Nie cierpię Bałtyku, nawet latem. Jest tam brudno, brzydko i drogo. Wolę wyjechać gdzieś za granicę, bo jest cieplej, milej, a często też taniej.

Lubisz sobie ponarzekać?

- Zdarza mi się narzekać na pogodę, polska aura faktycznie potrafi dobić. Uważam, że to, jacy jesteśmy, trzeba kłaść na karb naszej pogody. Wolę cieszyć się z tego, że mamy coraz lepsze drogi, możemy wyjechać na zagraniczne wakacje, sklepowe półki uginają się od towaru. Chciałbym mieć biurko pełne scenariuszy, takich, w jakich przebierają Matt Damon czy Jude Law. Ale jest jak, jest i też jest dobrze.

Rozmawiała Paulina Masłowska.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy