Reklama

Liczy się talent i determinacja

Przed nami ostatni odcinek 5. edycji "Mam talent!". Marcin Prokop opowiada, dlaczego uważa ją za wyjątkową.

Czy ma pan w tej edycji programu swojego faworyta?

Marcin Prokop: - Podoba mi się zespół Recycling Band, który gra na instrumentach samodzielnie zrobionych z różnych starych gratów. Nie dość, że muzycy wykazują się kreatywnością konstruktorską, to na dodatek potrafią na nich grać! Jest w tym zarówno pewna wirtuozeria, jak i dowcipne puszczenie oka do publiczności.

Czy pana zdaniem wygrana w "Mam talent!" może coś zmienić w życiu uczestnika?

- To zależy w dużej mierze od niego samego. Program jest tylko trampoliną, od której może się odbić. Nie wystarczy jednak wdrapać się na skocznię, żeby fruwać jak Małysz. Do tego potrzebna jest determinacja, ciężka praca, a zwłaszcza świadomość tego, co chce się osiągnąć.

Reklama

Czy ta edycja czymś pana zaskoczyła?

- Wreszcie przestaliśmy mieć nadprodukcję wokalistów, co było zmorą poprzedniej edycji. W tym sezonie proporcje się wyrównały i chyba dlatego ma on najlepszą oglądalność.

Jeszcze się panu nie znudziła rola prowadzącego? Co się panu najbardziej podoba w tym programie?

- Uwielbiam go. Za każdym razem to duża przygoda, spotkania ze skrajnie różnymi ludźmi, emocje. W poprzedniej edycji miałem mały kryzys, ale teraz odzyskałem dobrą energię.

Jakich emocji za kulisami show jest najwięcej?

- Dużo zmęczenia i potu. Nie tylko po stronie uczestników, którzy często muszą podczas castingów czekać na występ wiele godzin w stresie i w dusznej sali. Również wśród ekipy, w tym nas, prowadzących. Dzień zdjęciowy zaczyna się o świcie i trwa kilkanaście godzin. W tym czasie prawie non stop pracujemy przed kamerą. Szymonowi, który nie najlepiej to znosi, kilka razy zdarzyło się niemal zemdleć. Wiele z nagranych materiałów nie trafia potem na antenę, ale nie narzekamy. Liczy się efekt końcowy, a widza nie interesuje to, jakim kosztem został osiągnięty.

Uczestnicy wypłakują się panu w mankiet. Lubi pan rolę pocieszyciela?

- Zdarza się, że za kulisami dają upust frustracji wobec jury. Nieraz padały soczyste słowa. Najbardziej jednak lubię pocieszać pokrzywdzone uczestniczki, które trzeba mocno przytulić.

Czy uważa pan, że jesteśmy utalentowanym narodem?

- Na pewno nie mniej niż Brytyjczycy, u których powstał ten format. Na ich tle nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów.

Tworzy pan zgraną parę zarówno z Szymonem Hołownią, jak i Dorotą Wellman w "Dzień Dobry TVN". Jaka jest tajemnica udanego duetu?

- Trzeba się przede wszystkim lubić i szanować prywatnie, żeby móc udanie występować razem zawodowo. A przy tym mieć świadomość, że dwa konie muszą razem ciągnąć jeden wóz w tę samą stronę, z jednakową siłą.

Rozmawiała Małgorzata Pokrycka.

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Kurier TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy