Reklama

Krystian Wieczorek: Nie mam potrzeby promowania siebie

Aktor Krystian Wieczorek gra jedną z głównych ról w serialu "To nie koniec świata". Artysta zdradza kulisy pracy przy tej produkcji i opowiada o swoim zawodzie, który stał się jego pasją.

Zakończyły się już zdjęcia do serialu "To nie koniec świata", w którym grasz jedną z głównych ról. Historia waszych bohaterów spodobała się widzom. A jak ty ją odbierasz?

Krystian Wieczorek: - Wydaje mi się, że w tego typu historiach najważniejsze jest to, w jaki sposób się je opowiada. Sama treść jest stara jak świat. My staraliśmy się tę historię opowiadać z wdziękiem i poczuciem humoru, ale jednocześnie nie chcieliśmy się przypodobać widzom. Efekt końcowy, to wypadkowa obsady, scenariusza, ekipy, reżysera. A że skład nam się trafił wyjątkowy, to i efekt naszej pracy jest chyba nienajgorszy. Ale oceny pozostawiam widzom, bo w tym wypadku mogę być nieco stronniczy.

Reklama

Wiele zdjęć odbywało się w Białej Podlaskiej. Spodobało ci się tam?

- Wyjazd do Białej Podlaskiej był dla mnie prywatnie bardzo ciekawy, ponieważ moja rodzina pochodzi z Lubelszczyzny, a z tymi stronami wcześniej nie miałem wiele wspólnego. Biała Podlaska nie różni się wiele od Strzelina, z którego pochodzę. Moje miasteczko jest trochę mniejsze, ale żyje się tam podobnie. Wschód jest w naszym kraju odosobniony i niedoceniony. Dlatego byłem bardzo zadowolony, że scenarzyści wybrali właśnie te rejony. Na Wschodzie jest przepięknie, cicho i czysto. Nie ma tam śmietnika estetycznego, nie ma billboardów, jest spokojnie. Nie chcę też zbytnio idealizować tych miejsc, bo moja perspektywa różni się znacząco od ludzi tam mieszkających. Ale prawdą też jest to, że zawsze lepiej się czułem w takich miejscach jak Biała Podlaska czy Strzelin. Wielkomiejski chaos jest może pociągający, gdy jest się młodym i chce się poznawać uroki nocnego życia. Później jednak dochodzi się do wniosku, że potężne miasta sprzyjają przede wszystkim pracy, a nie codziennemu życiu. Dlatego, gdy tylko mogę, zwiewam z miasta.

Gdy pojawiasz się w małych miejscowościach, czujesz się jak gwiazda? Ludzie zwracają na ciebie uwagę?

- Gdy przyjeżdżał cyrk do Strzelina, to też wzbudzał sensację i zainteresowanie. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. A ludzie zwracają uwagę, bo to burzy ich codzienny porządek rzeczy. Trzeba by mieszkańców zapytać czy im coś to robi, gdy przyjeżdża ktoś znany. Zazwyczaj najpierw weryfikują, że na ekranie, to większy, ale że jednak tak samo się uśmiecha i wracają do swoich spraw. Nie wierzę, że pojawienie się znanej osoby zmienia cokolwiek w ich życiu. Oczywiście inaczej na nas patrzą młodzi ludzie, którym się marzy zawód aktora czy reżysera. Identyfikują się, szukają potwierdzenia słuszności wyboru tych, co by nie było, "nienormalnych" zawodów.

Na swoim koncie masz nagrodę "Viva! Najpiękniejsi". W serialach grasz zazwyczaj mężczyzn, do których wzdychają kobiety. Czujesz, że trafiłeś do szuflady z napisem "przystojniak"?

- Nagrodę mam, to prawda, ale z tego naprawdę niewiele wynika. Jest to raczej jakiś wskaźnik zaufania widzów, jakiejś tam szeroko pojętej popularności. A szuflada teraz jest taka, a jutro będzie inna. Nic nie poradzę na to, że przeważająca liczba dziennikarzy myśli schematycznie i stereotypowo. Stereotyp jest w pewien sposób potrzebny, jako narzędzie do porządkowania rzeczywistości, ale mi byłoby po prostu wstyd, gdybym o kimś pisał czy mówił pod kątem jakiegoś jednego wyobrażenia. Pytając o to przecież sama dołączasz do nurtu potwierdzającego ten stereotyp. A swoją drogą, ciekawi mnie, dlaczego nikt nie pyta, czy coś wartościowego przeczytałem ostatnio. Wszystkich tylko ciekawi jak ja się czuję z własną twarzą. A ona się jednak zmienia, tylko nikomu nie chce się tego zauważyć.

Rzadko można spotkać cię na tak zwanych "salonach". Dlaczego?

- Bo poza promowaniem tego, nad czym aktualnie pracuję, nie mam zupełnie potrzeby promowania siebie. A premier czy to teatralnych, czy filmowych, zawsze staram się unikać, bo wolę oglądać filmy z publicznością niezależną, normalnie reagującą, niepowiązaną w żaden sposób z twórcami.

Chodzisz jeszcze na castingi, czy producenci już sami do ciebie dzwonią?

- Cały czas biorę udział w castingach, choć może nie tak często jak bym chciał. Nawet nie wiem czasami, że się odbywają, a potem widzę jedną produkcję, drugą produkcję... Zdjęcia próbne są potrzebne, mimo że aktorzy nie cierpią tej stresującej weryfikacji. Jednak trzeba sprawdzić, czy aktorzy będą ze sobą współgrać. Czy wytwarza się między nimi coś wyjątkowego. Czasami casting po prostu jest jedyną formą przypomnienia o sobie, bo niestety szeroko rozumiani decydenci czy twórcy, rzadko zadają sobie trud obejrzenia aktora w teatrze. Najgorzej mają aktorzy spoza Warszawy. Właściwie nie istnieją. Smutne, ale taka jest prawda. Sam pamiętam, jak pracując jeszcze w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, przyjechałem na zdjęcia próbne do serialu czy filmu, a znany bardzo reżyser, gdy usłyszał, że gram w Bydgoszczy zareagował współczuciem i lekką pogardą.

Studia aktorskie skończyłeś we Wrocławiu, grałeś w teatrach w Bydgoszczy, w Gdańsku, wiele czasu spędziłeś w pracy na planie w Krakowie, a teraz mieszkasz w Warszawie. Nie męczą cię te ciągłe podróże?

- Na początku nie męczyły, ale teraz już bym wolał osiąść na miejscu i poznać miasto, w którym mieszkam. Podróże w sensie poznawania świata są piękne, a my tu mówimy raczej o przemieszczaniu się z punktu "A" do "B". W takich przypadkach nie ma czasu na to, żeby się zatrzymać, przyjrzeć i coś zapamiętać.

Wiem, że lubisz góry. Będzie można więc spotkać cię zimą na nartach?

- Będzie można, ale na biegowych. Z tym spotkaniem jednak to bym nie przesadzał, bo na trasach biegowych wszyscy przeważnie są w ruchu. Trzeba się skupić na własnej wydolności i wytrzymałości. Najmniej ludzi interesuje wtedy spotkanie z jakimś tam aktorem (śmiech). W Jakuszycach, w których najczęściej biegam na nartach, są dziesiątki kilometrów tras, więc jest się gdzie zgubić.

Jesteś więc zapalonym kibicem sportów zimowych, czy interesuje cię bardziej np. piłka nożna?

- Piłką nożną interesuję się zazwyczaj tylko przy okazji większych wydarzeń. Mam jednak ogromny szacunek do ludzi, którym udało się osiągnąć sukces w tej dyscyplinie. A szerzej mam szacunek w ogóle do ludzi zajmujących się zawodowo sportem w tym kraju. Sam prawie zostałem zawodowym sportowcem, więc wiem, o czym mówię. Natomiast prawdziwym kibicem to ja jestem jednej dyscypliny i jednej zawodniczki. Mam na myśli narciarstwo biegowe i Justynę Kowalczyk.

Jesteś aktorem od kilkunastu lat. Dziś, czy uważasz, że dobrze wybrałeś?

- Nie żałowałem wyboru, ale staram się jednak zastanawiać nad sensem tego, co robię, czy robiłem i wyciągać jakieś wnioski. Miałem, jak każdy, gorsze i lepsze chwile. Najtrudniejsze jest chyba, szczególnie na początku, zrozumienie, że ten zawód tylko czasami bywa twórczy. Przy wysokim idealizmie, jaki się ma na początku, jest to trudne do zaakceptowania. W małym jednak stopniu zastanawiam się nad przeszłością. Ona i tak powraca, jako ciąg odniesień do tego, kim jestem i co robię. Nad szeroko pojętą twórczością własną też się specjalnie nie zastanawiam. Bardziej mnie zajmuje praca nad poszerzaniem świadomości. Dotyczy to aktorstwa, ale głównie jednak tego wszystkiego, co jest poza nim.

-----------------------------------------------------------------

Krystian Wieczorek - Aktor teatralny, telewizyjny i filmowy. Absolwent PWST we Wrocławiu. Znany m.in. z ról w serialach "Trzeci oficer", "Czas honoru", "Julia", "M jak miłość". Przez kilka lat związany był w Teatrem Polskim w Bydgoszczy oraz Teatrem Wybrzeże w Gdańsku. W 2013 roku otrzymał statuetkę "Viva! Najpiękniejsi". Ma 38 lat.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Krystian Wieczorek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy