Reklama

Komu nerka, komu?

Holenderski producent programów rozrywkowych, grupa Endemol, co rusz zaskakuje pomysłami. W Polsce wciąż najbardziej znaną produkcją jest Domino Day, czyli budowa kunsztownych budowli składających się z milionów klocków domino, wykańczanych pod presją czasu na oczach milionów widzów na świecie. Od tygodnia jednak znakiem firmowym Endemol stało się show telewizyjne, w którym bój toczył się o życie.

"Smsy zdecydują, komu oddam nerkę" - oświadczyła Lisa, sympatyczna blondynka, dawczyni nerki w studio telewizyjnym w telewizyjnym holenderskiej stacji BNN TV.

Trzej potrzebujący przeszczepu, by móc przeżyć, mieli o nią walczyć. Publiczność wybraniem na swoim telefonie komórkowym smsa otrzymała moc decydowania o czyimś życiu - miała decydować, kto nerkę otrzyma.

Przygotowania do tego "największego wydarzenia wszech czasów" trwały cały rok - przyznał manager firmy producenckiej Endemol, Paul Roemer. Pełen euforii podkreślał, że tydzień, kiedy show trwał to był "najświetniejszy tydzień jego życia" . Tak oto makabryczny "Donorshow" czyli "Dawca-show", który wstrząsnął opinią publiczną jako bezprzykładnie pozbawiony smaku i wrażliwości pomysł, okazał się prowokacją i żartem, który zatrudnił odtwórców poszczególnych ról, kompletnie zresztą zdrowych.

Reklama

Kiedy z wielce mieszanymi uczuciami publika śledziła starania o względy dawczyni skazanych na przeszczep nerki, poszła w świat informacja, że to żart. Nie do końca było wiadomo, czy i ta informacja nie jest kolejnym dance macabre.

W Kolonii, przed filią niemieckiej stacji RTL protestowali Niemcy, krzycząc i niosąc transparenty z napisami "Holendrzy-mordercy!". Roemer z Endemol, który cynicznie stwierdził, że ciągle go zadziwia, ile ludzie mogą znieść, po protestach międzynarodowych podkreślał, że to nie taki był zamysł twórców.

Jak dalece program był pomyślany na serio? Czy autorzy przewidzieli wszystkie możliwości jego przebiegu? Dawczynią miała być Lisa, śmiertelnie chora na raka, w trakcie programu zadzwonił pewien neurochirurg, który stwierdził na podstawie jej wyglądu, ze pożyje co najmniej 5 lat. Kiedy okazało się, że trenerka komunikacji, dawna amatorska aktorka, Leonie Gebbink, jest absolutnie zdrowa i gra dawczynię, przyznała, że prywatnie nie planuje oddania żadnego swojego organu i nie figuruje na liście dawców.

Zadaniem programu miało być zwrócenie uwagi na problem przekazywania organów chorym. Odnotowano podczas trwania show 18.tys telefonów chętnych do zostania dawcą. Dyrektor Endemol, Paul Roemer triumfuje, że takie show możliwe było do zrealizowania jedynie w Holandii, gdzie media cieszą się taką nieskrępowaną wolnością, zaś jego firma może uchodzić za tę troskliwą, którą występuje w imieniu potrzebujących. Jak pisze holenderska prasa, zapewne pozostaną w pamięci sceny z tego dyskusyjnego "Donorshow", kiedy Lisa-potencjalna dawczyni dokonuje selekcji ewentualnych biorców. Wylicza, że ten za dużo pali, więc i tak jest chory, ów zbyt mało sympatyczny a inny był zbyt młody. Słychać było nawet głosy, że taka selekcja może być śmiało porównywana z selekcją na rampie w Oświęcimiu.

Chrześcijańscy demokraci, z ministrem zdrowia Klinkiem na czele, pozostają przy krytycznych opiniach, w których nie pozwoliliby na prezentację programu. Pozostaje pytanie, czy show wpłynie na ilość dawców organów. Bo na poziom, jaki mogą osiągać najdziwaczniejsze show, już zapewne wpłynął i mocno przesunął granicę przyzwoitości u telewidzów.

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: Pod presją | show telewizyjne | kim | show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy