Reklama

Katarzyna Zielińska: Najważniejsi są widzowie

Katarzyna Zielińska energią i pogodą ducha mogłaby obdzielić kilka osób, a ponieważ kocha swój zawód, wykonuje go z pasją. I choć zajęć jej nie brakuje, zawsze pamięta, by nie zatracić w nich siebie.

Jaki jest przepis na to, by być tak lubianą aktorką jak pani?

Katarzyna Zielińska: - Cieszę się, że widzowie mnie lubią. Pamiętam, że jako studentka byłam rozczarowana, kiedy nie zdobyłam nagrody od jury, tylko od publiczności. Ale mój tata uświadomił mi, że najważniejsza jest nagroda przyznawana przez tych, którzy nas oglądają. Czyli pozostaje mi się tylko cieszyć. Staram się uprawiać swój zawód z sercem i kocham to, co robię. Mam więc nadzieję, że jeszcze długo będę cieszyć się sympatią widzów i gościć wieczorami w ich domach lub zapraszać ich na swoje spektakle.

Reklama

W "To nie koniec świata!" wcieli się pani w Olgę Wilk, przebojową dziennikarkę. Czuje się pani taka?

- W tym sensie, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych - myślę, że tak. Przebojowość w tym zawodzie jest pewnie potrzebna, żeby się nie zrażać, nie poddawać, wierzyć w spełnienie swoich marzeń... Np. teraz po raz kolejny udało mi się zdobyć środki na wyprodukowanie spektaklu - namówiłam firmę telekomunikacyjną na wspieranie projektu teatralnego! Przeciwności i własne ograniczenia zwalczam uśmiechem. To mi bardzo pomaga w stresujących sytuacjach, jak choćby debiut w trwającym już serialu, czyli "To nie koniec świata!". Co do drapieżności, to cieszę się, że Olga Wilk (nazwisko mówi samo za siebie) będzie tak różną postacią od Marty, którą gram w "Barwach szczęścia" - osoby zawsze wybaczającej i nigdy niemyślącej o sobie. Olga to jej przeciwieństwo. Staramy się oczywiście, by również wygląd bohaterek był inny.

Krążyły pogłoski, że z powodu udziału w kolejnym serialu odejdzie pani z "Barw szczęścia"...

- Te pogłoski to wytwór mediów. Wszystko jest uzgodnione i nie ma żadnych konfliktów ani z panią Iloną Łepkowską, ani z nikim innym. Pani Ilona wspiera różne moje projekty, a ja jej ufam i cenię jej zdanie.

W spektaklu muzycznym teatru Roma "Zdobyć, utrzymać, porzucić" pani gra w części "zdobyć". Ma pani własny patent na zdobywanie?

- Na pewno. A jeśli chodzi o postaci, staram się korzystać ze scenariusza, więc nieraz mogę nawet uczyć się od bohaterki (śmiech). Natomiast w spektaklu, o którym mówimy, moja rola jest wyzwolona i odważna. Jednak teraz przede mną nowe wyzwanie w teatrze Roma, "Sofia de Magico". Ponownie jestem współproducentką, więc czuję na sobie ciężar odpowiedzialności. Na szczęście mamy świetny scenariusz.

Wracając do "Zdobyć, utrzymać, porzucić". Jak Pani myśli, co z tych rzeczy jest najtrudniejsze?

- Myślę, że utrzymać. Jestem osobą rodzinną i uważam, że warto dbać o najbliższych. Łatwo jest powiedzieć "koniec" i szukać nowych partnerów. A ja podziwiam moich rodziców właśnie za to, że stworzyli taką rodzinę, która dla mnie i mojej siostry oraz naszych mężów jest przystanią.

Uchodzi pani za jedną z najlepiej ubranych aktorek. To własne wyczucie stylu czy ktoś pani pomaga?

- Pomaga mi Jola Czaja. Ona wie wszystko o modzie, co robić, co z czym łączyć. Lubię jej słuchać, jest moją przyjaciółką na polu modowym. Prawie rok temu stworzyłyśmy bardzo pozytywny projekt Bosco Design by Ziele (Ziele to oczywiście ja). Nasze T-shirty z hasłem Harmony zrobiły prawdziwą furorę. A to dopiero początek!

Jak doszło do tego, że często występuje pani z kabaretami?

- Może chodzi o uśmiech, dobre nastawienie do drugiego człowieka? W kabaretach jest inne życie, nawet za kulisami inaczej to wygląda niż w filmie czy serialu. To nieustający fun. Jeszcze za czasów Niny Terentiew w Dwójce byłam zapraszana do programów, w których wykonywałam kabaretowe piosenki. Potem zawiązały się przyjaźnie i satyrycy często mnie namawiają na współpracę. Zawsze się zgadzam, bo to znakomita odskocznia, która daje mi dużo radości.

Tęskni pani za programem "Kocham Cię, Polsko!"?

- Oczywiście, że tęsknię. To były fajne czasy. Z Marzeną Rogalską i Maciejem Kurzajewskim do dziś jesteśmy w stałym kontakcie prywatnie, przychodzą na moje premiery, wspieramy wzajemnie swoje projekty i mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś popracujemy razem. To było dla mnie coś więcej niż praca.

Rozmawiała Katarzyna Sobkowicz.

Telemax
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy