Reklama

Katarzyna Gniewkowska: Sto procent kobiecości

Kilka lat temu dopadła ją depresja. Walczyła z nią dwa lata. Były leki, psychoterapia... Niedawno rozpoczęła nowe życie. Przeniosła się z Krakowa do Warszawy.

Popularność przyniósł jej udział w serialach: "Majka", "Ekipa," "Sprawiedliwi" i "Szpilki na Giewoncie", a wielkie uznanie publiczności i krytyki - rola Marii Konarskiej w "Czasie honoru".

Katarzyna Gniewkowska (52 l.) pochodzi z artystycznej rodziny. Jej ojciec Jerzy Gniewkowski (1938-2012) był zasłużonym artystą scen śląskich. - Nauczył mnie wrażliwości na sztukę i przyrodę. - opowiada o tacie pani Katarzyna. - To dzięki niemu zostałam aktorką i skończyłam szkołę muzyczną. Był autorytetem, a przy tym najostrzejszym krytykiem. Wymagał, uczył dyscypliny. Ale tata to również cudowne wakacje nad Soliną i pływanie własnoręcznie zbudowaną łajbą "Kaśką".

Reklama

Marzenia o aktorstwie pojawiły się wcześnie. Zresztą, czy mogło być w takim domu inaczej? Pierwsze scenariusze o domu, rodzinie, pisała jako siedmiolatka. Sceną było podwórko. Zapraszała dzieci z sąsiedztwa, bilet kosztował dziesięć groszy. W szkole średniej brała udział we wszystkich akademiach. Co prawda, w konkursach recytatorskich nigdy żadnej nagrody nie zdobyła, ale to jeszcze bardziej zdeterminowało ją do startu po indeks do szkoły dramatycznej.

Pamięta, że gdy przyjechała złożyć papiery do krakowskiej PWST, idąc do dziekanatu, spontanicznie pocałowała jedną ze ścian i wyszeptała życzenie, żeby jej pomogła, żeby przez kilka następnych lat się spotykały.

Była wyróżniającą się studentką. Zadebiutowała na trzecim roku w sztuce "Terapia grupowa" Sławomira Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego, w teatrze im. J. Słowackiego. Rok później dostała tam etat, a po kilku latach przeniosła się do Starego Teatru. Jedną z pierwszych filmowych kreacji stworzyła w "Między ustami a brzegiem pucharu" Zbigniewa Kuźmińskiego.

Młodej aktorce wróżono wielką karierę. Niestety, przez kilka kolejnych lat zagrała tylko parę ról, a potem w latach 90. w ogóle nie było jej w kinie. W 2002 r. dostała propozycję zagrania w "Nienasyceniu" Wiktora Grodeckiego. I choć film spotkał się z miażdżącą krytyką, aktorka nie żałuje czasu poświęconego temu przedsięwzięciu. - To był mój powrót przed kamerę po wielu latach, bo do tamtej pory tworzyłam tylko role teatralne. Dużo z siebie dałam, emocji i pracy...

O mężu Andrzeju Kępce mówi "przefacet". Stanowczy, odpowiedzialny, racjonalny. Poznali się, gdy była jeszcze w liceum. Rajdowiec, wielokrotny mistrz Polski w różnych klasach samochodowych, od razu jej zaimponował. Na studiach martwiła się wprawdzie, że nie będzie jej wspierał w artystycznej drodze, ale Anna Polony, jej ówczesna profesor, rozwiała wątpliwości: będziesz przynajmniej twardo stąpała po ziemi i miała normalny dom. I rzeczywiście. - To chyba dobrze, że mamy tak odległe zainteresowania. Nie ma powodów do zazdrości o sukcesy. Jest tylko radość. Mąż stawia mnie do pionu, ale jest bardzo troskliwy, pomaga mi - tłumaczy aktorka.

Czas na wspólne spacery, rozmowy... Nigdy nie ma go za dużo. Tym bardziej jest potrzebny dla komfortu, jaki daje normalność, zwyczajność. Są razem blisko 30 lat. Tak, kłócą się. Wśród znajomych krąży anegdotka o ich sprzeczce o to, jak długo żyje komar. Tak ją poniosły emocje, że wyskoczyła z samochodu, trzaskając drzwiami. Na początku ich wspólnego życia krążyła między Katowicami, gdzie mieszkali, a Krakowem, gdzie pracowała. Coraz częściej dręczyły ją wyrzuty sumienia, że przez nieustanne podróże traci kontakt z rodziną. Po dwunastu latach zdecydowali się na przeprowadzkę pod Wawel.

W pierwszą ciążę zaszła na trzecim roku studiów. Nie musiała brać urlopu. Paulinę (dziś absolwentka socjologii, właścicielka restauracji w Krakowie) urodziła w październiku, a po miesiącu zaczęła próby do spektaklu dyplomowego "Trzy siostry" w reżyserii Jerzego Stuhra. Gdy dziewięć lat później na świat przyszedł Maciek, zdecydowała się zostać na dłużej w domu. - Myślę, że jestem bardzo ciepłą matką - mówi o sobie. - Opiekuńczą, a bywa, że nadopiekuńczą. Dzieci czują te moje opiekuńcze skrzydła. Niejednokrotnie się od nich oganiają. Chcę jednak, aby wiedziały, że zawsze mogą liczyć na moje wsparcie.

Jest samotnikiem. Obowiązkowa i lojalna, unika bankietów, bywania. Jeśli do wyboru ma kolację ze znajomymi albo rodzinny wieczór, zawsze wybiera to drugie. Kilka lat temu zapadła na depresję - skumulowały się jakieś wewnętrzne kłopoty. - Nikt tego nie rozumiał - wspomina. - Bo przecież aktorka, fantastyczne dzieci, wsparcie męża. A ja leżałam w łóżku i nie mogłam wstać. Dopadło mnie totalne poczucie bezsensu. Walczyła dwa lata. Były leki, psychoterapia. Wierzy, że nigdy nie wróci do tamtego stanu, tamtych emocji.

Czytaj więcej: Katarzyna Gniewkowska przyznała się do depresji!

Niedawno kupiła mieszkanie w Warszawie. Rozstała się ze Starym Teatrem. Występuje w Teatrze Narodowym i Och-teatrze. Radość sprawiają jej dobra literatura, podróże, perfumy... Wygląda świetnie. Fani w internecie piszą o niej: "sto procent kobiecości", "kobieta absolutna". - Po prostu lubię i akceptuję swój wiek - zdradza aktorka. - Mimo różnych problemów mam swoją pasję - chcę pięknie żyć.

M. Jungst

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Katarzyna Gniewkowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy