Reklama

Karolina Szostak: Na święta... kawior

"Na moim świątecznym stole znajduje się halibut lub łosoś zamiast karpia. Jest też kawior" - zdradza Karolina Szostak. Ponadto dziennikarka przyznaje, że w pierwszy dzień świąt zajada się kutią, którą uwielbia, a drugi spędza... na nartach.

Z czym kojarzą się pani święta z dzieciństwa?

Karolina Szostak: - Przede wszystkim ze śniegiem, bałwanem i dużą rodziną - zawsze razem świętowaliśmy ten wyjątkowy czas. Najważniejsze dla mnie jest właśnie to, żeby święta przeżywać rodzinnie. Na przestrzeni lat to się trochę zmieniło. Każdy ma swoje sprawy i ta grupa się troszkę zmniejsza z roku na rok. Zawsze też w drugi dzień świąt wyjeżdżałam na narty.

Wierzyła pani w św. Mikołaja?

- Długo w niego wierzyłam albo chciałam wierzyć, bo dzieci chcą w Mikołaja wierzyć jak najdłużej. Dopiero potem próbują ciągnąć go za brodę czy zdjąć czapkę. Wtedy okazuje się, że to tata, wujek albo jakiś kuzyn.

Reklama

Jak dowiedziała się pani prawdy o św. Mikołaju i jak pani na to zareagowała?

- W ogóle nie przypominam sobie tego momentu. To było tak dawno temu, że nie pamiętam takiej historii. Natomiast moja mama mnie do tego przygotowała, bo ona jest kobietą bardzo mocno stąpającą po ziemi. Także szoku chyba nie było. Jednak jak już faktycznie poznałam prawdę, to zareagowałam jak każde dziecko i wtedy oczywiście było wielkie rozczarowanie i zdziwienie, o co w ogóle chodzi.

O co prosiła pani św. Mikołaja?

- To były banalne prezenty - czasy były takie, że wtedy wszystkie dziewczynki chciały mieć lalki Barbie. Później pojawiły się walkmany - pewnie mało osób pamięta, że tam się wkładało kasetę i kręciło się ją ołówkiem. Zegarek z kalkulatorem albo z jakimś wyświetlaczem - to też było marzenie wszystkich, również i moje...

A jak spędzi pani tegoroczne święta?

- W tym roku, podobnie jak w ubiegłym, spędzam święta z moja mamą, ojczymem i przyjaciółmi. Moja mama przygotowuje Wigilię. Nie jest ona taka w stu procentach tradycyjna, bo mama stara się zrobić ją tak, żeby każdemu dogodzić. Jako że święta spędzam w Warszawie, to przez to też pracuję, ale dzięki temu mam wolnego sylwestra.

Wspomniała pani o nietradycyjnych potrawach na wigilijnym stole - jakie miała pani na myśli?

- Przepisów nie będę zdradzała, bo jestem antytalentem kulinarnym. Na stole faktycznie nie ma dwunastu tradycyjnych potraw, ale znajduje się np. halibut czy łosoś zamiast karpia. Chociaż mama karpia też robi, bo sama go lubi. Z kolei ja uwielbiam kutię i raz w roku sobie na nią pozwalam. Zawsze na naszym świątecznym stole jest też kawior.

Rozmawiała Paulina Persa (PAP Life).

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy