Reklama

Kamera go nie peszy

Uznany chirurg stanął przed kamerą telewizyjną i z miejsca stał się gwiazdą! Jest naturalny, zabawny i uszczęśliwia ludzi. Czy tego można się nauczyć?

Nie miał pan oporów, aby wziąć udział w programie, opowiedzieć o swojej pracy przed kamerą telewizyjną?

Dr Marek Szczyt: - Nie, ponieważ to, co robię, nie jest jakąś wielką tajemnicą. Na pewno nie zgodziłbym się na serial szkoleniowy, ale 'Sekrety chirurgii' to reality show, który opowiada bardziej o ludziach, a nie o technikach chirurgii plastycznej. Moim zdaniem, chociaż nie jestem obiektywny, to wszystko jest ładnie pokazane. Mam też takie informacje od moich pacjentów i znajomych. Twierdzą oni, że ten program pokazuje wszystko przystępnie i estetycznie.

Reklama

Niektórych jednak ten serial zniechęci do operacji plastycznych. Na przykład mnie...

- I bardzo dobrze! Ciągle powtarzam moim pacjentom o efektach ubocznych operacji, o tym, że będzie bolało, że mogą być powikłania. A pacjenci zazwyczaj słuchają, kiwają głową, ale niewiele sobie z tego robią. Może więc, kiedy zobaczą to w telewizji, zastanowią się, dokładnie przemyślą swoją decyzję. Chciałbym, aby społeczeństwo miało świadomość tego, czym jest operacja plastyczna. Efekt jest 'urodowy', natomiast procedura - jak najbardziej twarda. Taki jest zresztą cel tego programu.

Czym innym jest operowanie, a czym innym występowanie przed kamerą. W serialu jest pan bardzo naturalny. Czy jakoś specjalnie przygotowywał się pan do występów przed kamerą?

- (Śmiech). Nie. Ja taki jestem! Staram się jedynie, aby kamera mnie nie peszyła. Ale nie ukrywam, że staram się dobrze wypaść. Bez kamery w rozmowie z pacjentem mogę się przejęzyczyć, zgubić wątek. A przed kamerą nie. Jestem profesjonalistą i chciałbym to pokazać widzom. Nikt mi nie pisze tekstów i nie przygotowuję ich sobie wcześniej. Stawiam na naturalność i szczerość. Tego ode mnie oczekują pacjenci i to się zawsze sprawdza.

Ogląda pan siebie w telewizji?

- Teraz tak. Kilka lat temu brałem udział w programie 'Metamorfozy' i muszę przyznać, że byłem tak zestresowany, że nie obejrzałem żadnego odcinka (śmiech). Natomiast 'Sekrety chirurgii' oglądam i zawsze zadaję pytanie: 'Co tak krótko?' Ciągle mi się wydaje, że mój przekaz jest za mało zrozumiały. Na szczęście żona mówi, że to nieprawda, że wszystko zrozumiała. A nie jest lekarzem.

Jak wygląda współpraca z ekipą telewizyjną?

- Muszę przyznać, że potrzebowaliśmy kilku dni, żeby się dograć i teraz jest dobrze. Filmowcy pracują inaczej, my inaczej. Im się nie śpieszy, można powtórzyć ujęcie raz, drugi, trzeci. U nas nie ma powtórek. Kiedyś na przykład padła prośba, żeby pacjentkę jeszcze raz położyć na stół operacyjny. Nie mogłem się na to zgodzić.

Czy któryś z operatorów nie wytrzymał widoków z sali operacyjnej?

- Ja tego nie widziałem, ale doszły mnie takie słuchy. Podczas operacji wyłączam się. Nie zwracam uwagi na kamerę, choć mam jej świadomość. Człowiek ma wtedy wrażenie, jakby operował bardzo ważną osobistość (śmiech).

Rozmawiała Anna Woźniak

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy