Reklama

Julia Wróblewska: Potrzebowałam pomocy

Julia Wróblewska nie wstydzi się tego, że z powodu problemów, z którymi się zmaga, zdecydowała się na psychoterapię. Aktorka podkreśla, że spotkania ze specjalistą pomagają spojrzeć na życie z innej perspektywy, uczą skutecznej walki ze stresem i radzenia sobie z presją.

Julia Wróblewska nie wstydzi się tego, że z powodu problemów, z którymi się zmaga, zdecydowała się na psychoterapię. Aktorka podkreśla, że spotkania ze specjalistą pomagają spojrzeć na życie z innej perspektywy, uczą skutecznej walki ze stresem i radzenia sobie z presją.
Życie Julii Wróblewskiej wydawało się pasmem sukcesów i pozorną sielanką, a tymczasem nie brakowało w nim dramatów /Artur Zawadzki /East News

Julia Wróblewska uważa, że wszyscy, którzy odczuwają jakiś dyskomfort psychiczny, borykają się z depresją bądź innymi chorobami, powinni jak najszybciej skonsultować się z terapeutą.

- Liczba samobójstw w Polsce stale wzrasta, bo ludzie boją się chodzić na terapię, co jest najgorsze. Liczba samobójstw wśród nastolatków i wśród dzieci wzrasta też dlatego, że boją się powiedzieć rodzicom o tym, że czują się źle, ponieważ wielu rodziców ma podejście typu: masz jedzenie, masz miejsce do spania i jest wszystko okej. Rozumiem, że nasi rodzice mieli trudniejsze życie od nas, ale to, że mamy więcej pieniędzy czy mamy większy dostęp do różnych rzeczy, nie usunie chorób genetycznych takich, jak depresja, schizofrenia czy choroba dwubiegunowa, których też można się nabawić wśród ludzi, którzy są coraz okropniejsi, coraz bardziej pozbawieni emocji - mówi agencji Newseria Lifestyle Julia Wróblewska.

Reklama

Aktorka tłumaczy, że jedynym wyjściem z depresji czy załamania nerwowego jest odpowiednia terapia. Na Zachodzie nikt nie ma obawy przed tym, by w trudnej sytuacji skonsultować się ze specjalistą. W Polsce natomiast wciąż istnieją spore opory przeciwko takim metodom pokonywania problemów.

- Dużo ludzi myśli, że terapeuci to chcą wziąć od nas pieniądze i tyle, co nie jest prawdą. Ci ludzie przez wiele lat studiowali w tym kierunku, praktykują, mają naprawdę dobre serca i wiedzą, jak działa nasza psychika, jak z nami rozmawiać i jak nam pomóc. Dzięki temu odkryłam bardzo dużo rzeczy o sobie. Są też osoby, które nie będą chciały pójść dlatego, że nie wierzą w to, że może być lepiej, bo w momencie, kiedy mamy depresję, chorobę afektywną lub coś innego, nasz mózg mówi nam coś innego niż chcielibyśmy usłyszeć. Ta choroba jest jak wirus, ona specjalnie nas odsuwa od tych lekarzy, mówi, że są źli i że nam nie pomogą, tak to działa - tłumaczy Wróblewska.

Aktorka przestrzega jednak, by nie bagatelizować problemów. Podobnie jak w innych przypadkach szukamy pomocy u kardiologa czy laryngologa, tutaj konieczna jest wizyta u psychologa czy psychoterapeuty.

- Taki apel do przyjaciół osób, które być może podejrzewacie o depresję lub coś takiego, lub nawet trudniejsze jeszcze choroby, po prostu porozmawiajcie i starajcie się przekonać, bo za jakiś czas może być już po prostu za późno... - prosi Wróblewska.

Aktorka ze swojego doświadczenia wie, że terapeuci są w stanie pomóc każdemu. Nie trzeba się więc ani tego bać, ani wstydzić.

- Diagnozę pozostawiam dla siebie, ale uczęszczam na terapię i moi przyjaciele to akceptują, ci, którzy nie akceptują, nie są moimi przyjaciółmi, dlatego że prawdziwi przyjaciele wiedzieli, jak bardzo potrzebowałam tej pomocy, i widzą, jak bardzo się zmieniam. Więc myślę, że nawet przez to trochę rozpoznałam, kto tak naprawdę przy mnie jest - wyjaśnia Wróblewska.

Mimo że życie Julii Wróblewskiej wydawało się pasmem sukcesów i pozorną sielanką, nie brakowało w nim dramatów. Dorastała na oczach całej Polski, została rzucona na głęboką wodę, czuła więc na sobie presję, by być taką, jak odbierają ją widzowie, którzy znają ją tylko z ekranu telewizora. Hejt, krytyczne opinie, nieprzychylność wielu osób, a do tego problemy rodzinne odbiły się negatywnie na jej kondycji psychicznej.

Pół roku temu na swoim Instagramie aktorka napisała: "Jestem w stanie przyznać teraz, że całkowicie zaniedbałam własne potrzeby i emocje, chowając się pod tą maską, by nikt nie zauważył, że mój charakter jest inny... i w końcu nie wytrzymałam. Każdy z nas nosi jakąś maskę. Nie jest sobą, by zadowolić innych. Lecz zadajmy sobie pytanie... czy kiedykolwiek próbowaliśmy zadowolić siebie samych? Przechodząc terapię, zaczęłam odkrywać, że jestem tylko człowiekiem, że mogę robić błędy, czasami się zezłościć, zrobić coś dziecinnego, głupiego. Czy nie łatwiej by było, gdybyśmy wszyscy zdjęli maski i zaczęli rozumieć swoje własne ludzkie emocje? Ukrywanie ich, by zadowolić innych, niszczy nas samych i prędzej czy później to poczujemy".

Newseria Lifestyle
Dowiedz się więcej na temat: Julia Wróblewska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy