Reklama

Jolanta Fraszyńska: Niania i psycholog

Powracająca na szklany ekran aktorka bawi nas rolą Zuzy w "M jak miłość". Jolanta Fraszyńska jako nowa opiekunka dzieci Zduńskich będzie musiała poradzić sobie z zalotami Filarskiego, któremu wpadła w oko od pierwszego wejrzenia.

Czym panią skusili producenci "M jak miłość"?

Jolanta Fraszyńska: - Ta produkcja jest jedną z najdłużej funkcjonujących w Polsce, cały czas ma dużą oglądalność. Z tego, co zdążyłam zaobserwować, będąc na planie, reżyserzy bardzo się starają. Ekipie, która pracuje ze sobą już tyle czasu, wciąż o coś chodzi. Mam świeżą energię i temperament, wchodzę w tę rzeczywistość i chcę, żeby było jeszcze intensywniej! Zdecydowałam się zagrać w "M jak miłość", bo jestem przekonana, że należy dbać o swoją obecność w telewizji. Nie wszyscy chodzą do teatru, niektórzy mogliby odnosić wrażenie, że mnie nie ma, a ja przecież bardzo ciężko pracuję.

Reklama

W kilku teatrach...

- Jestem związana z Teatrem 6.piętro, gdzie gram w dwóch mocno eksploatowanych spektaklach - "Fredro Dla Dorosłych - Mężów i Żon" oraz "Bóg mordu". Są jeszcze spektakle w Teatrze Roma i Teatrze Syrena, a teraz mam próby do kolejnej sztuki w Teatrze Komedia. Od początku jestem bardzo mocno osadzona w teatrze, to moje terytorium. Scena szybko weryfikuje, kto się nadaje do tego zawodu, a kto nie.

Jaką postacią jest Zuza?

- To na pewno pozytywna bohaterka. Chciałabym, żeby miała jakąś tajemnicę i - nazwijmy to - nadwiedzę. Rozmawiając z Rolandem Rowińskim, jednym z reżyserów serialu, powiedziałam, że widzę ją jako taką starszą filmową Amelię, która świetnie wyłapuje dobre sytuacje, a to, co w ludzkich zachowaniach nieciekawe - nazywa i obnaża.

Zdaje się, że dość szybko pojawi się mężczyzna zainteresowany Zuzą...

- Zuza pracuje jako niania w domu Kingi (Katarzyna Cichopek), której ojciec - Filarski (Andrzej Precigs) jest z zamiłowania kobieciarzem, osobą bardzo ekspresyjną i trochę impulsywną. Moja bohaterka przyciągnie jego uwagę, ale na razie traktuje wszelkie umizgi i ukwiecenia jako zło konieczne. Zuza to postać, która z zamiłowania lubi pomagać ludziom. Pracowała jako pielęgniarka, ale z powodu przypadłości alergicznych nie mogła dalej się tym trudnić.

To aluzja do pani roli w "Na dobre i na złe"?

- Tam byłam lekarką... (śmiech). No, ale jeśli to aluzja, mogę podziękować scenarzystom, bo w pełni akceptuję i lubię takie smaczki. Jest jeszcze inny związany z Zuzą, który podoba mi się najbardziej. Moja bohaterka pracuje w piśmie kobiecym, gdzie odpisuje jako psycholog na listy przesyłane do kącika złamanych serc. Dorabia w doradztwie życiowym. Ten wątek jest mi bliski, ponieważ jestem domorosłym psychologiem.

Znajomi dzwonią do pani po porady?

- Kiedyś sama do nich dzwoniłam (śmiech). Miałam w sobie poczucie misji, żeby wszystkich uzdrawiać, ale dałam sobie spokój. Jeśli ktoś jest otwarty, dzielę się zasobem różnych życiowych mądrości, które mi się sprawdziły. Jeżeli komuś się przydają, świetnie, ale nic na siłę.

Zuza jest nianią Mikołaja, wcześniej też zagrała pani kilka ról związanych z dziećmi. Przypadek?

- Rzeczywiście, wygląda na to, że często dostaję takie role. Zagrałam matki w serialach "Hotel pod żyrafą i nosorożcem" oraz "Licencja na wychowanie", a wcześniej także w filmie Andrzeja Maleszki - "Sto minut wakacji". Teraz gram nianię w "M jak miłość". Być może mój typ urody kojarzy się z matkowaniem (śmiech)?

- Zanim nadejdzie czas, że będę grać babcie, trochę wody w rzece upłynie. Metrykalnie powinno to nastąpić za chwilę, ale na razie trzymam się nieźle. Póki co, na szczęście wciąż jestem na etapie grania matek i energicznych opiekunek do dzieci.

Rozmawiał Kuba Zajkowski.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy