Reklama

Joanna Orleańska: Smutny sylwester

Żurek na zakwasie z grzybami i uszkami, kutia i moczka - to ulubione potrawy wigilijne Joanny Orleańskiej. Aktorka opowiada o jej domowych obyczajach świątecznych.

Joanna Orleańska, znana z seriali "Licencja na wychowanie", "Szpilki na Giewoncie" oraz filmów "Ostatnie piętro" czy "Huśtawka", szkołę teatralną ukończyła we Wrocławiu. To jej rodzinne strony, do których chętnie wraca na każde święta. Na wigilijnym stole nie brakuje tam śląskich specjałów, dlatego zawsze potraw jest więcej niż dwanaście...

Czym są dla pani święta Bożego Narodzenia?

Joanna Orleańska: - Boże Narodzenie to dla mnie zawsze podróż do najbliższych. Wspólne spotkania i uśmiech na twarzy mojego dziecka, które jest osobą niezwykle rodzinną i towarzyską, a z powodu naszej przeprowadzki do Warszawy, pozbawioną na co dzień kontaktu z bliskimi. Nie wyobrażam sobie tych dni spędzonych np. w hotelu za granicą.

Reklama

Jakie potrawy znajdują się na pani wigilijnym stole?

- Moi teściowie mieszkają we Wrocławiu, ale pochodzą ze wschodu. Moi rodzice są Ślązakami. Łączymy te dwie kuchnie, stąd na naszym stole znacznie znajduje się więcej niż dwanaście potraw. Do moich ulubionych należą: żurek na zakwasie z grzybami i uszkami mojej mamy, kutia mojego teścia i moczka mojej cioci (namoczony piernik w suszu, gęsta legumina z bakaliami).

Zdarza się pani samej coś ugotować na święta?

- Zwykle w wigilię jestem w drodze, dlatego najczęściej jestem gościem. Moja rola sprowadza się do pomocy. Z córką odpowiadamy za słodkości. Śliwki z orzechami na waflach, kruche ciasteczka z oczami z cukierków M&M's i pierniczki, to nasza specjalność. Wyskakujemy też trochę z polskiej tradycji i na pierwszy dzień świąt, obok makówek, podajemy tiramisu do kawy.

A co ze świętym Mikołajem?

- Mikołaj znowu do mnie przychodzi. Zjada wszystkie ciasteczka, krusząc przy tym niemiłosiernie, brudzi podłogę i zostawia masę prezentów dla mojej córki. Czatujemy na niego do północy przykryte prześcieradłem, w którym wycinamy dziury na oczy, ale zwykle jest od nas sprytniejszy. Rozsypuje usypiający pył po całym mieszkaniu, tylko nasze koty łapią go za końcówkę płaszcza...

Ma pani swoją ulubioną kolędę?

- 'Lulajże Jezuniu' to nasza ulubiona kolęda. Przez wiele miesięcy usypiałam córkę, śpiewając cicho 'Lulajże'. Teraz wspólnie uczymy się grać ją na pianinie.

Spędziła pani kiedyś święta inaczej niż zwykle?

- Tak, raz. Zmęczona podróżami postanowiłam spędzić wigilię we własnym domu w Warszawie. Cały wieczór żałowałam, że jednak nie pojechaliśmy do najbliższych do Wrocławia i Bytomia.

Lubi pani obchodzić sylwestra?

- Sylwester to dla mnie strasznie smutny dzień. Ten przymus zabawy działa na mnie jakoś tak przygnębiająco. Odchodzi kolejny rok i trzeba mu w spokoju pozwolić odejść, a rano wyspanym, powitać kolejny. Po kilkunastu nieudanych sylwestrach postanowiliśmy z mężem wyjeżdżać na narty. Cały dzień jesteśmy na powietrzu, wieczorem jemy dobra kolację, pijemy Prosecco i szczęśliwie zmęczeni próbujemy nie zasnąć przed północą.

Rozmawiała Dominika Gwit (PAP Life).

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy