Reklama

Iwona Pavlović: Taniec... po północy

Niezwykle kobieca i elegancka. Dla przyjaciół delikatna i ciepła. W jury "Tańca z gwiazdami" zamienia się w bezlitosną Czarną Mambę.

Iwona Pavlović (49 l.) od dziecka marzyła o tym, by brać udział w wielkich turniejach tańca towarzyskiego. I tak też się stało - dzięki pracowitości i uporowi spełniła swoje marzenia. Wielokrotne zdobywała tytuły mistrzyni Polski w tańcach standardowych i latynoamerykańskich. Posiada też uprawnienia sędziego międzynarodowego.

Rok temu wyszła po raz drugi za mąż, za biznesmena Wojciecha Oświęcimskiego (49 l.). Prowadzi własną szkołę tańca w rodzinnym Olsztynie. Jest najbardziej rozpoznawalną jurorką programu "Taniec z gwiazdami".

Reklama

To już 13. edycja programu. Nie jest pani zmęczona?

Iwona Pavlović: - Nie! "Tańcem z gwiazdami" nigdy nie będę zmęczona! W ogóle tańcem nigdy nie będę zmęczona! Przerwa spowodowała tylko, że się bardzo za programem stęskniłam.

A za byłymi jurorami?

- Oczywiście, że tak. Sześć lat razem to jest naprawdę kawał czasu. Zżyliśmy się i polubiliśmy. Przyznam, że brakuje mi nawet tego naszego droczenia się. Ale w życiu tak już jest, że czasami przychodzą zmiany, które należy po prostu zaakceptować. Nie będzie Beaty, nie będzie Zbyszka... Niestety, ten rozdział... z żalem, ale trzeba zamknąć.

Znała pani już wcześniej uczestników tej edycji? Jest taka praktyka w tym programie?

- Oprócz dwóch, trzech nazwisk, które gdzieś mi przemknęły, nie wiedziałam nic. Mam taką zasadę, że przed programem nie chcę poznawać uczestników, zaprzyjaźniać się z nimi czy nie daj boże spoufalać. Dzięki temu w trakcie programu mogę ich sprawiedliwie oceniać.

Czy zdarza się jeszcze, że pani sama jest oceniana przez innych jurorów?

- W 1995 roku, w rodzinnym Olsztynie, wzięłam udział w swoim ostatnim występie. Był to pożegnalny turniej tańca. Od tamtego czasu nie tańczyłam turniejowo.

A prywatnie?

- Jak najbardziej. Ostatnio na weselu do białego rana.

Kim był ten niezwykle wytrzymały partner?

- Oczywiście był to mój mąż.

A inni odważni proszą panią do tańca?

- Owszem, ale ten proces wygląda następująco: Do północy tańczę z moim mężem, ponieważ nikt inny nie prosi mnie do tańca...

Dziwi się pani? W końcu z mistrzynią tej klasy to trochę strach...

- Strachu nie ma, może jakaś nieśmiałość? Ale to się zmienia... po północy. Po kilku, że nazwę to delikatnie, głębszych panowie nabierają odwagi i... chęci zatańczenia ze mną. Niestety, nie zawsze to się dobrze kończy, bo chcą się popisać, że tańczą, hm... jeszcze lepiej niż tańczą. Ale jest wesoło.

Oni przeżywają katusze, a pani im dogaduje: "teraz skręć", "teraz do przodu"?

- Wręcz przeciwnie. I od razu wystosuję tutaj apel do wszystkich mężczyzn, którym zdarzy się tańczyć ze mną albo w ogóle z innymi zawodowymi tancerkami: tańczcie po swojemu! My się do was dostosujemy. Bo taniec towarzyski taki właśnie jest: jeżeli partner robi trzy kroki, to ja mam zrobić trzy kroki. I tu nie ma znaczenia na jakim poziomie. Proszę mi wierzyć, ja tak właśnie tańczę. Dostosowuję się do partnera.

W życiu prywatnym też?

- Myślę, że tak. Wprawdzie jestem bardzo zdecydowaną osobą, zodiakalnym Skorpionem, ale mam niezwykle silnego męża. Jest zodiakalnym Lwem, czyli królem. Jest silniejszy ode mnie, dominuje, dlatego ja te trzy kroczki robię też w życiu.

A jak pani zdaniem najlepiej zachęcić mężczyznę do tańca?

- Z całą pewnością kobieta nie powinna prosić wprost, tylko dać delikatnie do zrozumienia. Należy jakoś zgrabnie zagadnąć. Ja jestem tradycjonalistką i jednak uwielbiam, kiedy to mężczyzna podchodzi do mnie. Mało tego! Bardzo doceniam, kiedy po tańcu odprowadza mnie na miejsce.

Pani wspaniała sylwetka to zasługa tańca?

- Też, ale jeżdżę również na rowerze. A ostatnio zaczęłam grać w tenisa. Do tego dużo chodzę z kijkami. Nawet zaczęłam biegać, ale tylko troszeczkę, bo nie przepadam za tym rodzajem aktywności.

Proszę spróbować skakanki, też poprawia kondycję...

- Mam w domu coś lepszego: trampolinę. Fantastyczna sprawa. Te podskoki wydają się niby takim lekkim wysiłkiem, ale proszę poskakać pół godziny. Człowiek jest wykończony!

A jak się pani wycisza?

- Chodząc po górach. Nauczył mnie tego mój mąż. Góry mają na mnie cudowny wpływ. Kiedy muszę poukładać sobie coś w głowie, jadę właśnie w góry. Tam wszystko wydaje się dużo prostsze i - co najważniejsze - po powrocie do domu takie właśnie jest.

Jest pani szczęśliwa?

- Bardzo. Odnalazłam w życiu swoją drugą połowę. A przy niej, z jednej strony - spokój i bezpieczeństwo, a z drugiej - nowe wyzwania.

A jak to zrobić, żeby się człowiekowi życie poukładało?

- Nie można siedzieć i narzekać. Trzeba robić coś ze sobą. Ja mam taką życiową maksymę: "Chciałabym, żeby zawsze w życiu chciało mi się chcieć".

Rozmawiał Michał Wichowski

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: tańce | Taniec z gwiazdami | Iwona | Iwona Pavlović
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy