Reklama

Herbuś: Jak tracić kontrolę?

"To było wiele tygodni intensywnej, twórczej i pięknej pracy przy muzyce Wagnera" - powiedziała o wystawionym w Operze Narodowej "Latającym Holendrze" Edyta Herbuś, która wciela się tam w kobietę, opanowaną przed demona. Premiera spektaklu odbyła się w piątek, 16 marca.

PAP Life: W piątek odbyła się w Operze Narodowej premiera "Latającego Holendra" Wagnera z twoim udziałem. Co to za opera?

Edyta Herbuś: - "Latający Holender" to historia o przeklętym żeglarzu, skazanym na tułaczkę. Uratować może go jedynie miłość kobiety, która będzie mu wierna aż do śmierci. Tytułowy Holender może być wampirem, demonem lub po prostu mężczyzną przeżywającym kryzys. To historia miłości tragicznej. Nie należy jej jednak rozpatrywać racjonalnie. W przypadku tej interpretacji obrazy rzeczywiste przeplatają się z nierealnymi wizjami. Niektóre sceny mają wymiar metafizyczny...

Reklama

- Dla mnie cały okres przygotowań, budowanie postaci - kobiety, która oddaje ciało we władanie demona to niezapomniane doświadczenie. Te kilka tygodni poszukiwań nauczyło nowych środków wyrazu na scenie. To szaleńcza improwizacja muzyki Wagnera w strugach deszczu, oparta na elementach tańca współczesnego. Całą scenę pokrywa woda, w trakcie spada deszcz i wszystkie postaci wpadają w taneczny trans dając się ponieść niesamowitej energii.

"Latający Holender" to wyzwanie taneczne?

- Dla mnie to było bardzo duże wyzwanie. Wychodząc na scenę staję się kobietą zawładnięta przez demona. To nie taniec towarzyski, który wymagał ode mnie dużej kontroli nad ciałem, przestrzegania konkretnych zasad technicznych i ustawień sylwetki. W przypadku pracy nad "Latającym Holendrem" zasady były zupełnie odwrotne. Musiałam nauczyć się tracić kontrolę i pod okiem choreografa Tomasza Wygody wdrążyć nowe formy improwizacji oparte na technikach tańca współczesnego. Tak jak mawiała genialna Pina Bausch: "W tańcu współczesnym nieważne jest, jaki ruch wykonujemy, ale co nami porusza".

Przez pewien czas wydawało się, że taniec zszedł na drugi plan. Brakowało ci go?

- Taniec od zawsze był, jest i będzie obecny w moim życiu. Nadal niezmiennie mnie fascynuje, tym bardziej, kiedy mam okazję pracować przy takich projektach, jak opera "Latający Holender". Mam zamiar odkrywać nowe formy tańca i nadal się w nim rozwijać. Na dzień dzisiejszy równolegle angażuję się w projekty taneczne i aktorskie. Łączenie obu pasji daje mi największą satysfakcję.

Czy sama myślisz o choreografii?

- Nadal mam potrzebę uczenia się od lepszych ode mnie. Zawód choreografa wymaga nie tylko umiejętności tanecznych. Nawiązując do wspomnianej wcześniej Piny Bausch, bycie dobrym choreografem to umiejętność wydobywania z ruchu innych tego, co najpiękniejsze. Efekt powinien hipnotyzować publiczność.

"Latający Holender" to jedna z najczęściej wystawianych oper Ryszarda Wagnera. Od piątku w Operze Narodowej w Warszawie można oglądać inscenizację tej opery w reżyserii Mariusza Trelińskiego, prywatnie partnera Edyty Herbuś. Jest to trzecia opera w karierze tancerki.

Rozmawiała: Jagoda Mytych (PAP Life)

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych programów i seriali! Kliknij i sprawdź!

PAP/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mariusz Treliński | opera | tancerka | Edyta Herbuś | taniec
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama