Reklama

Filip Chajzer: Małe dzieci są wielkie

Został gospodarzem nowego show TVN "Mali Giganci". Jak Filip Chajzer poradzi sobie w rozmowach z rezolutnymi kilkulatkami?

Jakie ma pan wrażenia z pracy z dziećmi?

Filip Chajzer: - Nieziemskie! Te dzieciaki są niesamowite! Dziewczynka kręci salta w powietrzu, czteroletni chłopczyk ogarnia matematykę na takim poziomie, że wręcz mnie zawstydza, ktoś inny świetnie gra na gitarze... Ten program pokazuje, że małe dzieci mogą być wielkie.

- Fajne też są rozmowy. Pytam dziewczynkę, chyba 5-letnią, czym przyjechała do Warszawy? Mówi, że pociągiem. Pytam, czy pan konduktor sprawdzał bilety. A ona, że to była pani. Więc pytam: jak jest pan, to jest konduktor, a pani? Na co ona: No, jak to kto? Kasjerka! Nigdy nie wiem, w jakim kierunku potoczy się rozmowa.

Reklama

A pan, jako dziecko, przejawiał jakiś szczególny talent?

- Talent... Pamiętam, że startowałem w konkursie recytatorskim "Warszawska syrenka". Byłem genialny, a przynajmniej tak to pamiętam - ja, K. I. Gałczyński i "Satyra na bożą krówkę" byliśmy idealnym dream teamem, mama płakała, jak słuchała. Tymczasem wygrało jakieś beztalencie w kaszkiecie i "Skisłe skumbrie w tomacie". Dzisiaj wiem - to był układ! A tak na serio to dzieciak ubrany jak swój dziadek był chyba lepszy. I miałem jeszcze jeden talent, mam go zresztą do dzisiaj - talent do bałaganienia, nieograniczony.

To przejdźmy do pana pracy w "Dzień dobry TVN". Pamięta pan najbardziej żenującą sytuację, w jakiej się pan znalazł?

- Ale ja mam bardzo niski poziom żenady! Staram się robić swoje programy na zasadzie empirycznej, czyli jak nie dotknę, to nie będę wiedział, o czym mówię. No to zdarzają się dziwne sytuacje. Nie tyle żenujące, ile... trudne. Pamiętam materiał o jedzeniu robaków. Pani wrzuciła na gorący olej szarańczę i trzeba było tę szarańczę prosto z patelni jeść. Ale potem było gorzej - przyniosła na talerzu dziwny obiekt. Po jego rozkrojeniu wylazły z niego robaki i te robaki trzeba było złapać widelcem i zjeść. Takie żywe. Paskudztwo!

źródło: Agencja TVN/x-news

Lubi pan postawić ludzi w trudnych sytuacjach, więc widzowie pewnie chcą odpłacić pięknym za nadobne.

- Tak, kiedyś pytałem ludzi, gdzie leżą różne miasta. Po programie przyszli chłopcy z telefonem komórkowym i zaczęli mnie nagrywać. Dali mi mapę Polski i zrobili sprawdzian.

Zdał pan?

- Coś tam namalowałem, dumny z tego szczególnie nie byłem. Ale wmawiam sobie, że to przez moje zdolności manualne.

Czy praca nadal jest na pierwszym miejscu w pana życiu?

- Wszyscy się starzejemy, dorastamy i zaczynamy zauważać, że trzeba złapać równowagę między pracą i życiem. Skończyłem 30 lat i staram się to zrównoważyć. Praca wciąż jest bardzo ważna, ale nie zajmuje już 98 procent mojego czasu. Na razie 90, ale to już coś!

Rozmawiała Ewa Gassen-Piekarska.

źródło: Dzień Dobry TVN/x-news

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady!

Teleświat
Dowiedz się więcej na temat: Mali Giganci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy