Reklama

Ewa Wachowicz kocha smak życia

Jej uśmiech osładza porażki zawodnikom "Top Chefa". Co nie znaczy, że jest pobłażliwa. Profesjonalna i piękna jurorka wie, że szef kuchni musi być twardy.

Kończy się 2. edycja "Top Chefa". Praca w niej była łatwiejsza, dzięki doświadczeniu w pierwszej?

Ewa Wachowicz: - Ocenianie innych nie jest łatwe. Najważniejszym kryterium jest gotowanie, dlatego czy pierwsza, druga czy dziesiąta edycja, praca jest jednakowo trudna.

Czy zawodnicy dużo się nauczyli dzięki udziałowi w programie?

- O tak! Oczywiście nie wszyscy, ale na przykładzie chociażby Agnieszki Buch widać, jak niesamowitą ewolucję się przechodzi. Ile trzeba się uczyć, czytać, próbować... Po tym, jak układa potrawy na talerzu, komponuje smaki, widać, że ogromnie się zmieniła. Naprawdę, sporo mamy przykładów, jak bardzo zawodowi kucharze uczą się i otwierają na nowości.

Reklama

Ma pani jakiegoś, nie powiem faworyta, ale ulubieńca tej edycji?

- Prawdą jest, że aby uczciwie oceniać, trzeba zachować rzetelny dystans do zawodników. Wiadomo, że kiedy wkradają się jakieś sympatie czy antypatie, to można osądzić kogoś w fałszywy sposób. A przecież najważniejsze, żeby ocena była sprawiedliwa. Przyznam jednak, że w naturalny sposób kibicuję Agnieszce (Buch ostatecznie nie awansowała do finału show - przyp. red.), bo mało jest kobiet w polskiej gastronomii.

A przyjemnie jest być jedyną kobietą w jury?

Ależ oczywiście! Co tam będę ściemniać (śmiech). To bardzo miła pozycja.

Czuje się pani w związku z tym uprzywilejowana? Czy np. pani zdanie bardziej się liczy?

- Nie. Mam świetnych kolegów jurorów, dobrze się uzupełniamy jako team, bo każdy z nas jest z trochę innej kulinarnej bajki. Mamy różne doświadczenia, smaki... Wszyscy przedstawiają swoje opinie, dyskutujemy i dopiero na końcu wydajemy werdykt. I to jest bardzo ciekawe. Decyzja jest demokratyczna. Przy ewentualnym remisie ktoś musi kogoś przekonać.

Czyli to nie jest tak, że ostatecznie decyduje pan Wojciech?

- Nie, zachowujemy zasadę większości.

Córka Ola podziela pani zainteresowania kulinarne?

- Na szczęście tak. To moja wielka duma i radość. Lubi gotować. Niedawno zrobiła lody czekoladowe! Ma już swoje smaki, pomysły. Jest bardzo zdecydowana w gustach i samodzielna kulinarnie. Bardzo lubi robić słodycze. Często przygotowuje ciasta do szkoły, na przedświąteczne kiermasze też ona piecze, nie ja.

Zdaje się, że córka podziela również pani pasję do wspinaczki?

- Tak, udało mi się zarazić Olę także sportem. Gra w tenisa i ma zacięcie wspinaczkowe. Muszę przyznać, że bardzo dobrze sobie radzi, nie boi się i jest uparta.

To cecha odziedziczona po pani?

- Chyba tak (śmiech). Nawet zdecydowanie tak.

Ostatnio pokazała się pani na tle ślicznej magnolii. Czy ogrodnictwo to pani kolejna pasja?

- Mój krakowski dom kupiłam ze względu nie na budynek, tylko właśnie na zjawiskowy ogród. Wychowałam się w domu na wsi. Mieliśmy jeden z najpiękniejszych ogrodów, który wielokrotnie był nagradzany w różnych konkursach. Mama wyjątkowo dbała o kwiaty. Więc podświadomie marzyłam, żeby też mieć taki ogród. Wypoczywam, patrząc na przyrodę, zieleń.

Zdradzi pani plany na "po 2. edycji"?

- Pod koniec czerwca chcę wspiąć się na Mont Blanc, który do tej pory dwukrotnie mi się opierał. Jesienią najprawdopodobniej wejdę na Ararat. A oprócz tego najważniejszą rzeczą, nad którą w tej chwili pracuję, jest moja najnowsza książka. Ukaże się pod koniec maja. Będzie o sałatkach, bo po pierwsze, taki mamy teraz czas, a po drugie, obserwuję, że coraz mniej jadamy zielonego!

Czy możemy oczekiwać kolejnej edycji "Top Chefa"?

- Myślę, że tak, bo widzowie bardzo lubią ten show.

Koronę Miss zdobyła pani ładnych parę lat temu. Jak pani to robi, że cały czas wygląda świetnie?

- Dbam o siebie (śmiech). Piję pięć litrów wody dziennie, na czczo siemię lniane - a to oznacza piękną skórę, paznokcie, lepszą gospodarkę hormonalną, ochronę przewodu pokarmowego. Ćwiczę przynajmniej trzy razy w tygodniu. Przecież na ten Mont Blanc nikt mnie nie wniesie! Sauna, lodowaty prysznic na koniec mycia, no i bardzo dbam o to, co jem. Dużo warzyw, niedługie przerwy między posiłkami. A poza tym, co najważniejsze, trzeba mieć poczucie humoru, cieszyć się drobiazgami, lubić siebie i ludzi.

Rozmawiała Katarzyna Sobkowicz.

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Telemax
Dowiedz się więcej na temat: Kocha | życia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy