Reklama

Ewa Farna: Kuba jest dla mnie "warszawskim wujkiem"

Ewa Farna, jurorka "X Factora", w bardzo młodym wieku osiągnęła spory sukces na rynku muzycznym. - Niestety, coś za coś - mówi i dodaje, że wciąż brakuje jej czasu dla rodziny i przyjaciół. Zdradza też, dlaczego nie chodzi na randki.

W programie "X Factor" chyba czuje się pani jak ryba w wodzie.

Ewa Farna: - To prawda. Jest świetnie!

Jakie ma pani relacje z pozostałymi jurorami?

- Bardzo dobre! Muszę przyznać, że wspaniale się ze sobą dogadujemy. Skład sędziowski był jednym z powodów, dla których w ogóle zdecydowałam się na udział w tym show. Przed rozpoczęciem wspólnej pracy najlepiej znałam Kubę Wojwódzkiego. To właśnie on bardzo mi pomógł, gdy mieszkałam przez rok w Warszawie. Nie znając zbyt wielu osób w tym mieście, wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć. Kuba jest dla mnie "warszawskim wujkiem".

Reklama

Jak go pani poznała?

- Trzy razy byłam gościem w jego programie.

Zdarzyło się pani usłyszeć, że jest za młoda, by oceniać w talent show?

- My, Słowianie, jesteśmy przekonani, że, "mądry to tylko ten z brodą". W Czechach jest to jeszcze bardziej odczuwalne niż w Polsce. Rozumiem to, nie patrzmy jednak tylko na datę urodzenia, ale na sumę lat przepracowanych na scenie. W końcu nie śpiewam zaledwie od roku czy dwóch, tylko od ośmiu. Oczywiście jestem jeszcze młoda, ale mój wiek może być w tym programie atutem. Pozwala mi na przykład lepiej rozumieć uczestników. Poza tym mam porównanie między polskim i czeskim rynkiem muzycznym. Uważam, że to kolejny plus, który wniosłam do "X Factora".

Gdzie, pani zdaniem, łatwiej osiągnąć sukces: w Czechach czy Polsce?

- Według mnie, w Czechach trudniej się przebić, natomiast w Polsce - utrzymać popularność. Tutejszy rynek jest większy, trzeba więc ciągle pracować i pracować, żeby pozostać na topie.

Można też brylować na imprezach. Panią raczej trudno na nich spotkać...

- Nie chodzę na bankiety, bo zazwyczaj nie mam na to czasu. Nie widzę też powodu, po co miałabym przylatywać z Pragi na raut w Warszawie. Co równie istotne, nie tym zarabiam na życie. Biorę udział w wydarzeniach, na których śpiewam albo gdy jest jakiś inny konkretny powód. Np. mogę przyjść na muzyczną imprezę telewizji, która mnie wspiera, nawet jeśli tego wieczoru nie występuję. Ale muszę wiedzieć, że moja obecność ma sens. Nie chcę być bohaterką portali plotkarskich, dlatego że założyłam żółtą sukienkę, a nie zieloną.

Pewnie ma pani mało czasu również na spotkania z rodziną i przyjaciółmi.

- Często nie ma mnie w domu. I zawsze mi żal tych chwil, gdy nie mogę być z bliskimi. Szczególnie ze względu na moją młodszą siostrę, Magdalenę, która ma siedem lat i "rośnie jak z wody". Dziecko w tym okresie bardzo się zmienia. Nie byłam przy niej w tak szczególnych momentach, kiedy na przykład uczyła się mówić nowe słowa. Niestety, coś za coś!

A czas na randkowanie?

- Mam chłopaka. Jest gitarzystą w moim zespole, więc jeździmy razem na wszystkie koncerty. To takie stałe "randkowanie"! Zazwyczaj bywało tak, że wiązałam się z osobą, z którą łączyła mnie praca. Czułam, że chciałabym z nią być i wszystko toczyło się naturalnie. Za to nie zdarzyło mi się kogoś zobaczyć i umówić na kawę. Nie wyobrażam sobie spotkać się z kimś na dwie godziny, by go lepiej poznać i uświadomić sobie, że był to stracony czas.

Rozmawiała Aleksandra Lipiec

------------------------------------------------------------------

Ewa Farna urodziła się w Trzyńcu, mieście położonym we wschodnich Czechach. Pochodzi z polskiej rodziny. Z wyróżnieniem zdała maturę, a potem rozpoczęła studia na Wydziale Prawa i Administracji na Uniwersytecie Warszawskim, które jednak przerwała. Obecnie skupia się na karierze muzycznej.

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Super TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy