Reklama

Ewa Drzyzga: Nie mogę krzyczeć na gości

Od prawie 15 lat prowadzi "Rozmowy w toku". Przerobiła już chyba każdy możliwy temat. Ewa Drzyzga opowiada, co daje jej ten program i czy nie ma ochoty zająć się czymś nowym?

Jakich nowości możemy się spodziewać po kolejnym sezonie "Rozmów w toku"?

Ewa Drzyzga: - Na widzów czeka odświeżone studio i nowa scenografia. Będziemy m.in. dużo mówili o tym, dlaczego rodzicom i nastolatkom coraz trudniej się porozumieć, dlaczego to mężczyźni częściej odmawiają bliskości oraz seksu i czy ludzie z własnego wyboru żyją w pojedynkę. Ale to nie wszystko. Gośćmi będą m.in. "Żywy Ken" - Rodrigo Alves; najbardziej wytatuowany mężczyzna i najbardziej wytatuowana modelka na świecie.

W programie rozmawia pani o rzeczach mniej i bardziej poważnych. Czy był temat, który pani odrzuciła?

Reklama

- Zależy nam na tym, by ludzie czegoś się przez te nasze programy uczyli. Za każdym razem pytam, co nam da ten temat, jakie korzyści z jego omówienia będzie miał widz? Czasami, jeśli nie widzę głębszego sensu w przedstawieniu tego problemu, odmawiam.

A pani się czegoś uczy?

- Słucham tych rozmów z wypiekami na twarzy, bo nigdy nie wiadomo, co się człowiekowi w życiu przydarzy. Szczególnie jeśli chodzi o dzieci - zawsze zastanawiam się, jak w omawianych sytuacjach zachowaliby się moi synowie. Chociaż powiem, że czasem za mocno to przeżywam. Kiedy robiłam programy o różnych chorobach, to zachowywałam się jak student trzeciego roku medycyny - miałam wszystkie objawy! No cóż, też jestem człowiekiem i mam takie same odczucia jak inni.

Zastanawiam się, czy czasem nie irytują pani niektórzy goście?

- Zaprosiłam ich do studia, więc nie mogę na nich krzyczeć, mam to bardzo silnie zakorzenione w głowie. Ciekawi mnie sposób ich myślenia i to jest silniejsze od ewentualnej irytacji, jaką mogliby we mnie wzbudzić. Jeśli nakrzyczę na gościa, to nigdy nie dowiem się, czemu tak się zachowuje. Myślę, że poza pracą łatwiej się denerwuję, np. na polityków.

To na chwilę zostawmy ludzi i przejdźmy do... zwierząt. To prawda, że na 10-lecie programu dostała pani konia?

- Prawie prawda. Rzeczywiście w jednym z odcinków w studiu pojawił się koń. Zdębiałam, bo nie miałam pojęcia, co się dzieje. Okazało się, że moi koledzy zrobili mi prezent. Ponieważ sporo czasu spędzam w pracy, nie ruszam się, za to narzekam na kręgosłup, to wykupili mi roczny karnet na jazdę konną. I dzięki nim przez cały rok systematycznie jeździłam, ale oczywiście, jak się skończył karnet, znalazłam tysiąc wymówek, by nie kupić następnego.

A w wywiadach mówi pani, że za dużo pracuje i potrzebuje wypoczynku...

- To zaznaczają dziennikarze. Owszem, są dni, kiedy bardzo mało śpię, bo muszę się przygotowywać do nagrań, w końcu emisja programu jest pięć razy w tygodniu, ale weekendy mam wolne! I poniedziałki też mam luźniejsze. Więc nie mam co narzekać. Kiedyś, w radiu RMF, faktycznie pracowałam po 7 dni w tygodniu i brałam 36 serwisów na dobę. Ale wtedy wszyscy budowaliśmy nową Polskę i nikt nie narzekał. Nikt nikogo nie pytał, czy to normalne czy nie.

Podobno prowadziła pani w piżamie serwisy informacyjne.

- No, tak było na początku. Radio jest na Kopcu Kościuszki, a tam dojeżdża jeden autobus, który nie kursuje w nocy. Więc często nie było się stamtąd jak wydostać i jak zdążyć na poranny serwis. Na taksówkę nikogo nie było stać, więc spało się w radiu. I czasem serwis zastawał człowieka w piżamie czy dresach. Ale to było piękne! Pierwsze komercyjne, niezależne medium! Wtedy jeszcze komuś o coś chodziło, zależało na jak najlepszym efekcie. To było coś nieprawdopodobnego i się już nigdy nie powtórzy.

Z jakimi uczuciami odchodziła pani z radia do telewizji?

- Niepewności. Przez rok jeszcze pracowałam i tu, i tu. Nie wiedzieliśmy wtedy, jak to wszystko się potoczy i czy Polacy będą chcieli oglądać "Rozmowy w toku", czy nie będą im się kojarzyły z "gadającymi głowami". A potem to już byłam potwornie zmęczona i musiałam na coś się zdecydować.

Udało się i pracuje pani już 15 lat. Nie kusi pani, by zacząć coś nowego?

- Na szczęście ten program zaspokaja moje ewentualne potrzeby odmiany przez to, że np. robimy programy wyjazdowe - byłam m.in. na Haiti, w Kambodży czy w Izraelu. Z każdym sezonem myślę, czy to się jeszcze uda, a potem przychodzi codzienność i trzeba robić programy z dnia na dzień. Ale jeśli natrafię na coś nowego, co mnie zainteresuje, to na pewno się nad tym zastanowię. I dopiero wtedy o tym opowiem.

Rozmawiała Ewa Gassen-Piekarska.

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady!

TV14
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy