Reklama

Ewa Chodakowska bije rekord

Postawiła sobie za cel poderwanie kobiet z kanapy. Wielu z niedowierzaniem kręciło głową, jednak udało się - została "trenerką wszystkich Polek". Jest dowodem, że w spełnianiu marzeń nic nas nie ogranicza!

Co jest największym plusem dań z pani nowej książki "Przepis na sukces Ewy Chodakowskiej"?

Ewa Chodakowska: - Byłam pytana, jak przygotować coś zdrowego i wartościowego. Jednocześnie coś łatwego i szybkiego w wykonaniu, ponieważ stale cierpimy na deficyt czasu. I niedrogiego. Ostatnim kryterium było to, aby dania były smaczne. Każdy z przepisów spełnia te warunki, to było dla mnie priorytetem. Warto pamiętać, że brzuch wypracowujemy przede wszystkim w kuchni. Zależy mi, aby zmienić podejście do odżywiania i sprawić, by Polki dzięki nowym nawykom żywieniowym mogły leczyć się jedzeniem.

Reklama

Kto częściej spędza czas w waszej kuchni?

- Przyznaję się bez bicia, że ja. Lefterisowi (mężowi Ewy Chodakowskiej - przyp. red.) zdarza się czasem coś przyrządzić, ale nie są to dania, które można znaleźć w książce (śmiech). Nie jestem mistrzynią sztuki kulinarnej, ale lubię rzeczy proste i smaczne. Jem zawsze zdrowo, posiłki, które dają mi dużo energii i nie powodują później wyrzutów sumienia. Odżywiam się świadomie, wybierając produkty zwracam uwagę na etykiety. Jeżeli nie rozumiem, co jest tam napisane, nie chcę, aby taki produkt znalazł się w mojej lodówce, czy tym bardziej w brzuchu!

Jak wygląda pani dalsza współpraca z fundacją na rzecz Beaty Jałochy (fizjoterapeutki, która uległa wypadkowi - przyp. red.)?

- Planujemy zorganizować kolejny piknik, podczas którego będziemy zbierać fundusze. Beata cały czas walczy o znalezienie miejsca dla siebie, odpowiedniej opieki, co wcale nie jest proste. Chciałabym powiedzieć, że wiemy, dokąd zmierzamy i że będzie dobrze, ale przed nami długa droga w dodatku bardzo kręta... Mam nadzieję, że Beacie starczy sił, żeby się nie poddawać.

Stawia pani przed sobą nowe wyzwania?

- Moimi wyzwaniami są nowe programy treningowe, kolejne płyty, książki, sieć klubów w Polsce i coraz to ciekawsze projekty. Wyzwaniem jest też każda osoba, która pisze do mnie dzisiaj wiadomość i liczy na odpowiedź. Dwoję się i troję próbując temu sprostać, co nie jest wcale łatwe, dziennie staram się odpowiadać na około 300 wiadomości.

Ma pani pomysł na najbliższe plany wydawnicze?

- Te pomysły rodzą się właściwie same, bo przychodzą do mnie z zewnątrz - czytam maile, czytam wiadomości, czytam komentarze i tam znajduję coś, co zaczyna pojawiać się coraz częściej. Dlatego apeluję do wszystkich - nie przestawajcie pytać! Wasze pomysły się nie kończą i chwała wam za to (śmiech). Ludzie, których skupiam wokół siebie, są dla mnie największą inspiracją. Długo nie czekam, żeby takie inicjatywy wziąć w swoje ręce i je zrealizować, działam. Nie boję się wyzwań, nie boję się tego, co przyniesie jutro. Jestem osobą, która teraz dużo mówi, ale na co dzień bardzo uważnie słucha i działa.

Myślała pani o wakacjach?

- Cały sierpień spędzimy jak co roku w Grecji, jednak muszę jeszcze trochę poczekać. Mimo iż do tego czasu nie mam ani jednego dnia wolnego, to w ogóle się tego nie boję. To czas, który wykorzystam w pełni - warsztaty w całej Polsce, 7 czerwca, na stadionie Legii szykuje coś naprawdę niesamowitego - bijemy rekord Guinnessa! Osoby, które będą wchodziły na trening zostaną skrupulatnie przeliczone. Nie mogę się już doczekać, to było moje marzenie, które teraz się spełnia. Zapraszam!

Rozmawiała Natalia Łuczak.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy