Reklama

Dorota Chotecka: Najważniejsza rola

U boku męża i córki jest jej najlepiej. Czuje się przy nich spełniona, bo wie, że ma dla kogo żyć. I marzy, aby tak było zawsze.

Miała własną wizję szczęścia. I nie sprowadzała się ona do założenia rodziny. Przez dłuższy czas nie czuła bowiem instynktu macierzyńskiego. Ale wszystko zmieniło się, gdy na świecie pojawiła się jej córka Klara. Wtedy właśnie Dorota Chotecka (47 l.) zrozumiała, że rola matki jest najważniejszą rolą jej życia. Tylko nam opowiada o swojej córce, mężu i o magicznym czasie świąt wielkanocnych...

Cieszę się, że zgodziła się pani na rozmowę. Spotkał mnie ogromny zaszczyt!

Dorota Chotecka: - Dziękuję, to miłe. Ale dlaczego pani tak uważa?

Reklama

Podobno rozmawiam z wierną żoną...

- Podobno?

Tak naprawdę pewność może mieć tylko pani!

- A to akurat prawda!

Więc jak jest z tą pani wiernością?

- Chyba najlepszą odpowiedzią na to pytanie niech będzie długość trwania mojego związku. Jesteśmy z Radkiem od ponad 25 lat.

Staż nie zawsze idzie w parze z wiernością...

- Na szczęście nas to nie dotyczy. Radek powiedział kiedyś, że wierność nie musi być nudna. I zgadzam się z nim w stu procentach.

Mówiąc o swoim mężu, po tylu latach małżeństwa, ma pani nadal ten błysk w oku. Jak to możliwe?

- Po prostu czuję się z nim najlepiej. Nikt i nic nie jest w stanie mi go zastąpić. Radek jest duszą towarzystwa. To mężczyzna dowcipny i romantyczny. On zawsze będzie dla mnie numerem jeden.

Taka miłość zdarza się naprawdę rzadko.

- I pragnę, aby to uczucie, które nas połączyło, przetrwało do końca życia. O nic więcej nie proszę. Jestem taką kobietą, która lubi być i żyć dla kogoś. Tylko wtedy czuję się spełniona.

To teraz musi odczuwać pani podwójne szczęście. Żyje pani również dla Klary.

- Niedawno rozmyślałam sobie na ten temat. Powiem pani szczerze, że narodziny Klary to chyba najlepsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała. To cud, że jeszcze mogłam zajść w ciążę i urodziłam zdrowe dziecko. Jestem z tego powodu niezwykle szczęśliwa. Ta mała istotka wręcz przewróciła moje życie do góry nogami. Nagle wszystko inne przestało się dla mnie liczyć!

I kiedy przyszła na świat, ani przez chwilę nie pojawił się u pani strach?

- To uczucie było mi całkowicie obce. Od razu poczułam radość i wielką miłość. Jeden moment po jej narodzinach utkwił mi szczególnie w pamięci. Leżałam na łóżku, patrzyłam w niebo i myślałam sobie: "Mam swoje dziecko. Boże, jaka ja jestem szczęśliwa"!

Czego uczy się pani od córki?

- Ona niejako uczy mnie życia na nowo. Pokazuje mi, co tak naprawdę jest ważne. Zaczęłam postrzegać świat jej oczami. A, jak wiadomo, oczy dziecka są jeszcze nieskażone otoczeniem i ludźmi. Spojrzenie na otaczającą rzeczywistość jest wtedy takie szczere i ujmujące. Chciałabym jak najdłużej zatrzymać w sobie to dziecko.

A pan Radosław sprawdza się w roli ojca?

- Jest rewelacyjnym ojcem. Zawsze powtarzałam mu, że śmiało mógłby zostać matką. On poświęca naszemu dziecku bardzo dużo swojego czasu. I co najważniejsze - nie robi tego wyłącznie z poczucia obowiązku. Wychowywanie Klary sprawia mu po prostu ogromną przyjemność. Co więcej - wręcz napawa go dumą.

I udaje mu się pogodzić to wszystko z zawodowymi obowiązkami?

- Robi to świetnie. Czasami sama zastanawiam się, jak udaje mu się to wszystko tak dobrze poukładać... Jest z nią na co dzień i nigdy nie opuścił żadnej ważnej uroczystości. Jest z Klarą szalenie mocno związany. To zresztą widać na każdym kroku. Mogę śmiało zostawić ich samych w domu i jestem całkiem spokojna. Nie denerwuję się. Mam do Radka pełne zaufanie.

Pozazdrościć!

- Teraz już pani rozumie skąd ten błysk w oku, kiedy o nim opowiadam. Moja córka ma już wzór mężczyzny na przyszłość. Niestety, nie będzie jej łatwo znaleźć odpowiedniego kandydata. Radek postawił poprzeczkę innym mężczyznom bardzo wysoko.

Słyszałam, że Klara bardzo go przypomina.

- To prawda, chociaż ona denerwuje się, kiedy wszyscy dookoła mówią jej, że jest podobna do ojca. Ale wiem, że niebawem ta złość jej minie. Po mnie natomiast ma kolor oczu, zadarty nosek i dołeczki, gdy się uśmiecha. Ale i tak na pierwszy rzut oka widać, że jest to dziecko Radka. Patrzę na nią i mówię, że jest taka tatusiowa.

Pani Doroto jesteśmy w magicznym okresie świąt. Obchodzi je pani jakoś szczególnie?

- Dla naszej rodziny to zdecydowanie najważniejsze święta w roku. W związku z tym obchodzimy je bardzo uroczyście. Zawsze spędzamy je w domu. Jest magicznie i rodzinnie. A na stole pojawiają się wspaniale potrawy, które przyrządzamy jedynie raz do roku.

Ile osób zasiada przy wielkanocnym stole?

- Mniej więcej czternaście osób. Ja mam brata i dwójkę przyrodniego rodzeństwa, ale akurat z nimi nie utrzymuję aż takiego kontaktu. Mam jednak nadzieję, że w przyszłości się to zmieni. Radek ma także brata, a on - jak wiadomo - założył swoją rodzinę. Teściowie i moja mama na szczęście żyją i chętnie się z nami spotykają. Ja jednak i tak cały czas mam wrażenie, że jest nas tylko garstka.

A do najmłodszych przykica zajączek wielkanocny?

- Oczywiście! Mamy wielki, piękny ogród i zazwyczaj właśnie tam zajączek ukrywa prezenty. Rok temu umieścił je na drzewie. Najmłodszym w poszukiwaniu upominków pomaga nasz pies.

Chciałabym wiedzieć czy żyje pani przeszłością, teraźniejszością, czy przyszłością?

- Żyję tu i teraz. Nie rozpamiętuję przeszłości, aczkolwiek wyciągam z niej dla siebie odpowiednie wnioski. Po prostu się na niej uczę. O przyszłości staram się nie myśleć, a jeżeli już, to wyłącznie o niej marzę. I to o tej dobrej, pozytywnej i radosnej.

Alicja Dopierała

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: role | Dorota Chotecka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy