Reklama

Dobrze wykorzystuje każdą wolną chwilę

Jest jedną z najbardziej zapracowanych kobiet w polskim show-biznesie. Ocenia zawodników w "MasterChefie", prowadzi "Kuchenne rewolucje" i zarządza wieloma restauracjami. Magda Gessler zapewnia jednak, że nie brakuje jej czasu na życie osobiste.

Dlaczego, pani zdaniem, Polacy pokochali programy kulinarne?

Magda Gessler: - Sądzę, że za sprawą magicznych zmian, które rozgrywają się na oczach widzów w 'Kuchennych rewolucjach'. Ludzie przekonali się, że wszystko dzieje się naprawdę. Sprawdzili, że to nie jest żadna reżyseria, scenografia, że za to się nie płaci! Dzięki programowi restauratorzy zrozumieli, że można mieć pełne smaku życie. Na prawie 100 odcinków, nieudanych rewolucji było kilka! Jednak szum wywołany przez tych, którym się nie powiodło, jest ogromny. Momentami zastanawiam się, jak to możliwe, że w morzu dobrych historii zło zawsze gdzieś wypływa.

Reklama

W drugiej edycji "MasterChefa" pojawiają się niezwykle egzotyczne składniki...

- To prawda. Mamy bardzo bogatą spiżarnię, sporo w niej nietypowych produktów ze świata. Złoszczę się czasami na zawodników, że sięgają po standardowe rzeczy. Zmuszamy ich, by zaczęli eksperymentować. Efekty bywają zaskakujące. Inteligencja tych ludzi, ich genialne podejście do danego zadania czy składników, których nigdy nie mieli w ręku, jest niezwykłe!

Uczestnicy często nie wiedzą, jak wykorzystać produkty z tajemniczych skrzynek?

- Momentami bywają zaskoczeni. W Polsce nie mamy szansy spróbować niektórych potraw, bo nasza ekonomia, a także my sami dopiero rodzimy się na nowo.

Kto wymyśla konkurencje?

- Zespół specjalistów. Wszystko owiane jest absolutną tajemnicą.

Jurorzy nie znają szczegółów?

- Scenariusz dostajemy dopiero dzień wcześniej. Nikt nie wie, co będzie gotowane, jak i gdzie. 'MasterChef' to sport. Liczy się inteligencja i bystrość. Zawodnicy muszą mieć wszystkie zmysły wyostrzone, niczym człowiek renesansu.

Co jeszcze powinno cechować MasterChefa?

- Musi być zorganizowany, czujny, myśleć logicznie, mieć intuicję, lubić ludzi, a przede wszystkim wierzyć w siebie!

Często dochodzi między panią a Anną Starmach i Michelem Moranem do konfliktów, kto powinien odpaść z programu?

- Nie, bardzo się zgraliśmy. Każdy z nas odpowiada za inne rzeczy.

Udział w show to z pewnością bardzo cenne doświadczenie dla uczestników.

- Uczą się z odcinka na odcinek. Brakuje im najczęściej wiedzy teoretycznej, bo nigdy w życiu z pewnymi kwestiami się nie spotkali. Dla nich to ogromne wyzwanie, m.in. dlatego, że mało śpią (śmiech).

Jurorzy też czerpią coś dla siebie podczas pracy w programie?

- Uważam, że każda z osób, która jest w show, może nas czegoś nauczyć albo oduczyć (śmiech). To jest fantastyczne, chłonę wiedzę. 'MasterChef' to mój uniwersytet.

Gusta smakoszy, którzy chodzą do restauracji, ewoluują?

- Właśnie największym problemem uczestników jest to, że finanse nie pozwalają im często bywać w restauracjach. Także możliwości lokali gastronomicznych w Polsce bywają ograniczone. Dzięki 'Kuchennym rewolucjom' można powiedzieć, że jest około 50 dobrych restauracji, do których pewnie można pójść i zjeść dwa, trzy genialne dania.

Jest pani zapracowaną kobietą. Miewa pani czas tylko dla siebie?

- Mój mąż mówi, że przegrywa z TVN-em (śmiech). To nieprawda! Mam życie osobiste. Mogę zapewnić, że każdą wolną chwilę dobrze wykorzystuję.

Rozmawiała Małgorzata Pokrycka.

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Kurier TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy