Reklama

Daniel Zawadzki: Jestem bystrzejszy

Od 10 lat Daniel Zawadzki wciela się w postać Michała Chojnickiego. Nam powiedział, co go różni od serialowego bohatera, a co mają ze sobą wspólnego. Zdradził także, jakie sceny sprawiają mu największą trudność na planie.

Powspominajmy pana początki w "Klanie".

Daniel Zawadzki: - Warto przypomnieć, że jako pierwszy postać Michała Chojnickiego grał Janek Wieczorkowski. W 2004 roku dostałem telefon z agencji, że odchodzi on z serialu i producenci szukają podobnego aktora. Wahałem się, czy iść - w dniu castingu byłem chory, miałem wysoką temperaturę. Czułem się podle. Znajomi mnie jednak namówili. Pojechałem. Na pewno nie dałem z siebie wówczas maksimum, mimo to po dwóch dniach otrzymałem wiadomość - "Jesteś nowym Michałem Chojnickim".

Reklama

I jest pan nim do dziś!

- Pamiętam, jakby to było wczoraj (śmiech). W początkach bardzo chciano mnie upodobnić do pierwowzoru, np. przez rok farbowano mi włosy. Teraz już tego nie ma - Magda Wójcik zastąpiła Dorotę Naruszewicz - to zupełnie inne typy urody. Ale wtedy był taki pomysł. Nie dyskutowałem, uważam, że dla aktora fizyczna zmiana do roli to fantastyczna sprawa. Na początku też ewidentnie pisano scenariusz pod tamtego Michała. Ja jestem zupełnie inny, mam inny temperament...

Czym się różnicie?

- Michał jest trochę ciamajdą, wszyscy mu to wypominają - żona, rodzina, znajomi. Jeśli powiem, że jestem nieco bystrzejszy, to chyba nie skłamię (śmiech). Oczywiście bronię swojego bohatera, ale nie dyskutuję ze scenariuszem. To, co piszą, biorę. Lubię wyzwania. Muszę za każdym razem mierzyć się z opieką nad dziećmi, których prywatnie nie mam. Miło jest mi słyszeć od ekipy, czy ze strony widzów, że znakomicie radzę sobie z dziećmi, szczególnie z 2-letnim Stefankiem. Ale on jest wyjątkowym dzieckiem - pogodnym, inteligentnym.

- Na planie bywają różne dzieci i nie zawsze jest kolorowo, gdy np. prawdziwa mama zniknie na moment. Stąd pewnie wzięło się powiedzenie popularne wśród aktorów - żeby ci przyszło grać z dziećmi i ze zwierzętami. Fajnie się ogląda, ale tylko sam aktor wie, ile serca i pracy trzeba włożyć, żeby uzyskać zamierzony efekt. Sceny z "moimi" dziećmi, bo jestem też serialowym tatą 12-letnich bliźniaków, przysparzają sporo zabawy. Lubię te epizody.

A czy jest coś, co pana łączy z serialowym Michałem?

- Jedno - fascynacja sportem. Bardzo lubię ruch, rywalizację. W moim zawodzie to nic nowego - jeśli się gra kilkanaście spektakli w miesiącu, to trzeba mieć dobrą kondycję. Uprawiałem szermierkę. Od zawsze pływam - chodziłem do szkoły sportowej. Jestem wielokrotnym uczestnikiem Mistrzostw Polski Aktorów w Pływaniu. Mam parę medali - w kraulu i stylu grzbietowym. Rywalizujemy zaciekle ze sobą!

Kto z kolegów aktorów jest pana największym rywalem w pływaniu?

- Jest kilku, choćby Mateusz Banasiuk.

Ostatnio wciągnęło pana bieganie.

- Tak. Od roku biegam amatorsko. Nie jestem jeszcze takim zapaleńcem, jak niektórzy moi koledzy trenujący np. triathlon, ale przyznaję - połknąłem już bakcyla (śmiech).

Niebawem będzie pan obchodzić 40. urodziny. Czego panu życzyć z tej okazji?

- Przede wszystkim ciągle nowych zawodowych wyzwań oraz zdrowia, żebym mógł im sprostać.

Rozmawiała Edyta Kolasińska-Bazan.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy