Reklama

Damsko-męskie przeciąganie liny

Relacja Agaty i Marka zostanie wystawiona na ciężką próbę. Obojgu przyjdzie zmierzyć się z przeszłością - ujawnia producent serialu "Prawo Agaty" Bogumił Lipski.

Podobno prawnicy krytykują wasz serial?

Bogumił Lipski: - To nasi wielcy fani! Pamiętam, jak po pierwszej serii Agnieszka Dygant została zaproszona na spotkanie ze studentami prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Studenci wypełniający po brzegi aulę entuzjastycznie przywitali lekko stremowaną Agnieszkę. Spodziewaliśmy się ostrej krytyki ze strony młodych prawników. Okazało się, że wszyscy oglądają nasz serial i akceptują zastosowane w nim uproszczenia, choćby to, że sprawy - w przeciwieństwie do polskiego systemu prawnego - znajdują rozwiązanie w krótkim czasie, w serialu często w ramach jednego odcinka. Po długiej dyskusji o prawnej stronie serialu, jedna ze studentek z rozbrajającą szczerością powiedziała, że "prawo prawem, ale i tak liczy się tylko główne story", czyli to, co będzie z Agatą i Markiem (śmiech). I miała rację!

Reklama

Niestety, na razie bez happy endu...

- A namiętny seks w pierwszym odcinku 5. serii? Relacja ta weszła na nowy etap z impetem. Przybysz i Dębski spędzili ze sobą namiętną noc i nie ostatnią w tym sezonie. W kolejnych odcinkach Agata, ku radości Dębskiego, nie składa ślubów czystości. Zanosi się na namiętne, damsko-męskie przeciąganie liny. Ich rogate charaktery się nie zmieniły, więc wcale nie tak łatwo o happy end w przypadku tej pary. Sytuację uczuciową między Agatą i Markiem skomplikuje powrót do ich życia Iwony Czerskiej (Anna Dereszowska) oraz Huberta Sułeckiego (Bartek Świderski). Zwłaszcza były narzeczony Przybysz znowu skomplikuje jej karierę i życie osobiste.

Duże zawirowania czekają członków palestry także poza kancelarią...

- Będzie się działo! Coroczny bal adwokatury w 8. odcinku nie będzie nudnym rautem. Przybysz i Dębski pójdą na noże, Czerska porwie Marka na parkiet, Dorota (Daria Widawska), której mąż Wojtek (Tomasz Karolak) został z synami w Londynie, niespodziewanie zbliży się do mecenasa Tulińskiego (Piotr Grabowski). Na tym nie koniec. Bartek (Michał Mikołajczak) ku niezadowoleniu matki jego przyszłego dziecka Justyny Winogradzkiej (Karolina Kominek-Skuratowicz), będzie przystawiał się do Anieli Bylińskiej (Katarzyna Zawadzka). Nie, muszę być jednak szczery, to Aniela przyprze młodego prawnika do muru... Kobiety w serialu potrafią wziąć sprawy w swoje ręce.

A co u prokurator Okońskiej (Małgorzata Kożuchowska)?

- Ostra prokurator wyląduje w Radomiu, gdzie zacznie pracować w tamtejszej prokuraturze, na chwilę tępiąc swoje pazurki...

Z tego wynika, że czeka nas sporo niespodzianek. Chyba niełatwo wymyśla się losy bohaterów?

- Wyzwaniem jest, by nie myśleć schematami. Nie wszystko musi i nie powinno być oczywiste. Dlatego bardzo zależy mi na pokazywaniu jak najbardziej prawdziwych relacji - i to zarówno naszych głównych bohaterów, jak i klientów ich kancelarii. Nie chcemy opowiadać tylko i wyłącznie historii, które kończą się sukcesami, bo w życiu po prostu tak nie jest.

Tworzycie serial z misją?

- Wielokrotnie słyszałem od prawników, że sprawiedliwość jest boska, a my na co dzień mamy... wymiar sprawiedliwości. To, że stajemy przed sądem, wcale nie oznacza, że zostaniemy osądzeni sprawiedliwie w znaczeniu uniwersalnym. Możemy być niewinni, ale nie mając dowodów na swoją obronę, usłyszymy wyrok niesprawiedliwy w uniwersalnym znaczeniu...

Pewnie nie rozstaje się pan z kodeksem karnym?

- Zatrudniamy konsultantów, którzy pilnują, by w ramach procedur sądowych, artykułów i wytrychów prawnych wszystko zgadzało się z przepisami obowiązującym w Polsce. Pozwalamy sobie na uproszczenia, jeśli chodzi o czas, w którym opowiadamy nasze historie. Przed startem "Prawa Agaty" konsultowaliśmy się z prawnikami, jak w naszym systemie prawnym zrobić serial, by jedna sprawa nie ciągnęła się przez 17 odcinków.

Byłaby wtedy szansa na najdłuższy serial prawniczy...

- Albo najnudniejszy... Na szczęście o tym, ile jeszcze będziemy na antenie, decydują widzowie. To oni za pomocą pilota wybierają, co chcą oglądać. Ja działam w myśl zasady, że jak już nie ma czego opowiadać, to lepiej nie opowiadać w ogóle. Jeszcze do tego momentu nie dotarliśmy.

Rozmawiała A. IM.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy