Reklama

Czesław Nowicki: Pierwszy prezenter pogody polskiej telewizji

Był niekwestionowaną gwiazdą telewizji, ale czarne okulary nosił nie po to, by zmylić fanów, tylko by chronić wzrok przed lampami w studiu. Czesław Nowicki, zwany Wicherkiem, często postępował niekonwencjonalnie, na przykład sam wymyślił swój pseudonim.

Kiedy ostrzegał przed śnieżycami, w studiu pojawiał się w stroju narciarskim, jeśli następnego dnia miał padać deszcz, w dłoni trzymał parasol. Raz dał się nawet polać wodą z wiadra, bo do Polski zbliżał się front atmosferyczny z ulewami. Był pierwszym showmanem i pogodynkiem w polskiej telewizji.

Widzowie oglądali go nie tylko po to, by dowiedzieć się, jaka będzie aura nazajutrz. Przedstawiana przez Wicherka prognoza pogody dla wielu była swoistą odtrutką na propagandę partyjną w "Dzienniku" i, jak mawiano, jedynymi rzetelnymi wiadomościami w TVP.

Z tą prawdą bywało różnie. Nawet Czesław Nowicki musiał się czasem ugiąć. Dziennikarz wspominał, że przed ważnymi uroczystościami państwowymi takimi, jak: 1 maja czy 22 lipca, otrzymywał wyraźne instrukcje od swojego szefa Stanisława Cześnina: "Jutro, Wicherek, żaden niż, żaden front ani deszcz. Ma być 26 stopni i niebo bez chmurki. Inaczej wylatujesz". Pewnego razu przed świętem pracy zdesperowany Czesław Nowicki powiedział na antenie: "Jeżeli jutro spadnie choć jedna kropla deszczu, zjem swój parasol".

Reklama

Trochę inaczej zapamiętała te wydarzenia Elżbieta Sommer, która dołączyła do niego w 1963 r.: "Naciski, żeby przed 1 maja zapowiadać dobrą pogodę? To bzdura! Czesio trochę się stawiał, więc dodali mu partnerkę z konkursu, czyli mnie. O żadnych naciskach nie było mowy. Czasem tylko na porannym zebraniu dyrektor, gdy zapowiadał się deszczowy ranek 1 maja, ale potem słońce - prosił: Elu, nie strasz ludzi za bardzo"

Komu wierzyć? Prawda pewnie jak zwykle leży pośrodku.

Dzisiejsze gwiazdy mogłyby mu pozazdrościć sławy - oglądali go wszyscy. To znaczy ci, którzy w tamtych czasach posiadali odbiorniki telewizyjne. I choć na początku było ich niewielu (kącik pogodowy zagościł na antenie 2 stycznia 1958 r.), to już pod koniec telewizyjnej kariery Czesława Nowickiego, na początku lat 70., jego wyczyny przed kamerą śledziły miliony. A było co podziwiać.

Dziennikarz z zapowiadania pogody zrobił prawdziwy show. Oprócz wspomnianych wyżej strojów do studia przynosił różnego rodzaju ciekawostki przyrodnicze. Skąd je brał? Nadsyłano mu je z całego kraju. Pod budynek telewizji podjeżdżały furmanki wyładowane różnymi roślinnymi okazami: gigantycznymi truskawkami, przerośniętymi kalafiorami itd. Manii uległ nawet Władysław Gomułka, który przesłał do studia pęk kukurydzy o długości 3,5 m oraz Józef Cyrankiewicz - olbrzymi grzyb).

Dziennikarz był tak sławny, że grywał w filmach ("Nie lubię poniedziałku") i pisano o nim piosenki. Kwartet Warszawski śpiewał: "Wicherek, Wicherek w tych sprawach największy jest kozak. Nie myli się nigdy w prognozach. Z pogodą konszachty on ma".

Konszachty, nie konszachty, ale na meteorologii się znał. Choć z wykształcenia był prawnikiem, przyroda była jego największą pasją. Karierę rozpoczął we wrocławskim dzienniku "Słowo Polskie", następnie był dziennikarzem w "Życiu Warszawy", gdzie opisywał prognozę pogody. Nigdy nie spoczął na laurach.

W czasach, gdy nie było komputerów i satelitarnych modeli prognozy, stale się kształcił, czytał wszystkie dostępne podręczniki do meteorologii. Konsultował się też ze znającymi się na aurze... góralami. Stojąc przy tablicy - takiej, jakiej wówczas używano w szkołach - kredą kreślił niże, wyże, przewidywane opady i słońce. Rzadko się mylił. Gdy go zwolniono z TVP w 1972 roku, bardzo to przeżył.

Monika Ustrzycka

Kurier TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy