Reklama

"Czas honoru": Coś dla pirotechnika

"Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to żeby nie zmarnować takiej szansy, bo takie ciężkie filmy wojenne nie co dzień się trafiają" - tak o pracy przy siódmej serii serialu "Czas honoru" mówi Arkadiusz Roszczak, pirotechnik z Łódzkiego Centrum Filmowego.

Na stronie RMF24.pl trwa konkurs pod hasłem I Ty możesz zagrać w serialu "Czas honoru"!

Co tydzień na stronie RMF 24 pojawiają się dwa unikatowe zdjęcia z archiwum Muzeum Armii Krajowej w Krakowie, pokazujące wojenną codzienność. Zadaniem uczestnika konkursu jest stworzenie historii, która mogłaby stać za wybraną fotografią. Na plan zdjęciowy zaproszeni zostaną autorzy najciekawszych opowieści. Będą oni mogli spotkać aktorów grających w "Czasie honoru", zobaczyć od kuchni, jak powstaje film, ale przede wszystkim wystąpić w serialu w roli statystów!

Reklama

Poznaj szczegóły konkursu!

W nowym sezonie produkcji TVP, "Czasu honoru - Powstanie" jest duże pole do popisu dla pirotechnika. - Kręcimy w naturalnych zrujnowanych halach fabrykach, więc można sobie pozwolić "zaszaleć" - tłumaczy Arkadiusz Roszczak.

Kacper Merk: Jak dobiera się broń na plan takiego filmu jak "Czas honoru"?

Arkadiusz Roszczak: - Broń, którą posiada Łódzkie Centrum Filmowe, jest oryginalną bronią z lat wojny. Odnowioną, przystosowaną do strzelania amunicją "ślepą", wzmocniony jest błysk i huk specjalnie dla potrzeb filmu. O tym, jak broń "gra" i w jakich proporcjach, decydujemy po przeczytaniu scenariuszy, po naradzie z reżyserem i konsultantem historycznym. W "Czasie honoru" jest to broń niemiecka, angielska, polska. Niemiecka zdobyczna, polska, czyli broń, która była schowana po '39 roku po kampanii wrześniowej, angielska ze zrzutów. Nasi bohaterowie to cichociemni, każdy z nich był zrzucany na teren kraju, miał przynajmniej dwa pistolety - jeden dla siebie, jeden żeby wzmocnić dany odział, do którego był przydzielony po wylądowaniu.

- W powstaniu chodzi o proporcje posiadanie broni przez powstańców. Upraszczając - było mało broni na samym początku. Po wybuchu powstania powstańcy pozyskali broń. Później w trakcie walk tej broni przybywało, ale ubywało amunicji. W końcowej fazie powstania można powiedzieć, że broni było pod dostatkiem - też dlatego, że ubywało w walkach powstańców, którzy ginęli, broń zostawała, przejmowali ją inni. Natomiast coraz gorzej było ze zdobyciem amunicji. Niemcy po pierwszych tygodniach okrzepli i już tak nie dawali się łatwo okrążyć.

Z tego co pan mówi, rozumiem, że ta praca jest o tyle łatwiejsza, że nawet jak powstaniec ma np. niemiecką broń, to na ekranie nikomu to nie przeszkadza? Bo gdyby miał jakieś złe gwiazdki na stroju, czy złe umundurowanie to zaraz by to czujne oko wypatrzyło.

- Może obserwatorom wydaję się, że jest jeśli chodzi o broń, na planie panuje twórczy bałagan, ale tak nie jest. Każda sztuka broni i model została dopisana do postaci zgodnie z realiami. Jednym z moich obowiązków jest pilnowanie, czy aktor, który zaczynał powstanie z daną bronią, cały czas ją ma. Ponieważ kręcimy sceny nie po kolei, pieczę nad tym trzyma drugi reżyser, który właśnie pilnuje, żeby nie zrobić jakiegoś prostego błędu.

A jeśli chodzi o tajniki - czy wystrzał, który słychać na planie, to jest ten sam wystrzał, który słychać w filmie? Czy tam są jeszcze dokładane dodatkowe efekty dźwiękowe?

- Robię eksplozje tzw. pozorowane, czyli żeby były atrakcyjne dla oka, ale niekoniecznie dla ucha. Tutaj jest zadanie dla dźwiękowców, żeby dodać grozy wybuchowi. Podkładają pod oryginalny dźwięk o dużo więcej decybeli niż to jest na planie. Podobnie jest ze strzelaniem z bliska z pistoletu. Wtedy osłabiamy amunicję, żeby było bezpiecznie dla aktorów. Odbywa się to wtedy kosztem dźwięku. Dźwiękowcy o tym wiedzą.

Będą jakieś spektakularne wybuchy na planie tej serii o Powstaniu Warszawskim?

- Jesteśmy już po ciężkich zdjęciach na Dolnym Śląsku. Wysadziliśmy w powietrze dwa goliaty. Mieliśmy też ostrzał artyleryjski, dużo odprysków. Efekty pirotechniczne zaczynamy od tych najmniejszych, czyli efekty strzałów z karabinów. Później są wybuchy granatów czyli większe. My trochę w filmie to przerysowujemy, żeby było ciekawiej. Bo tak naprawdę granat mało ciekawie eksploduje. On ma po prostu zabijać odłamkami, a nie pięknie wyglądać z ogniem.

Czy zazwyczaj efekty pirotechniczne robi się na gotowych budowlach?

- Robię pozoracje, ale wysadzam lekkie dekoracje, zrobione z lekkich materiałów, żeby nie poranić naszych grających aktorów i statystów. Ale mieliśmy też efekt zburzenia kamienicy w efekcie nalotu bomby lotniczej. Tutaj były połączone siły, czyli ja zrobiłem pozorację z okien - dużo ognia, dymy a profesjonalna firma rozbiórkowa wcześniej przygotowała podminowała budynek, który obsunął się w czasie i miejscu ustalonym co do sekundy zgrany z moim efektem pirotechnicznym.

Takie sceny można grać tylko raz?

- Tak. Takie wysadzenia są tylko raz, nie ma miejsca na błąd.

Praca przy takim serialu jak "Czas honoru" to chyba frajda dla pirotechnika?

- Tutaj w szczególności jest duże pole do popisu dla pirotechnika. Kręcimy w naturalnych zrujnowanych halach fabrykach, więc można sobie pozwolić "zaszaleć" bez narażenia się, że się komuś coś osmaliło, uszkodzi itd. Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to żeby nie zmarnować takiej szansy, bo takie ciężkie filmy wojenne nie co dzień się trafiają.

Jeśli chcesz znaleźć więcej informacji o telewizyjnych produkcjach, zajrzyj na wortal Świat seriali.pl

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

RMF FM
Dowiedz się więcej na temat: Czas honoru
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy