Reklama

Czaruś w Leśnej Górze

Jego ojciec, Krzysztof Daukszewicz to znany satyryk, a babcia, dziadek i wujek byli aktorami. Nie chciał iść w ich ślady, ale zwyciężyła ciekawość. W "Na dobre i na złe" gra Adama, chirurga, prawą rękę doktora Falkowicza i dobrego znajomego Doroty.

Pana drzewo genealogiczne jest imponujące! Sami znakomici aktorzy, ludzie związani ze sztuką.

Grzegorz Daukszewicz: - Znałem babcię, Justynę Kreczmarową z rodu Karpińskich, a dziadka - Jana Kreczmara, który zmarł wiele lat przed moimi narodzinami, tylko z jej opowiadań. Od dzieciństwa, w czym wielka zasługa mojej świętej pamięci mamy, nie miałem poczucia, że spoczywa na mnie obowiązek kontynuowania rodzinnych tradycji. Wręcz przeciwnie, ona mnie odciągała od pomysłu zdawania do szkoły teatralnej. Zresztą nikt w rodzinie na mnie nie naciskał, nie zachęcał.

Reklama

Nawet wujek, Zbigniew Zapasiewicz też nie?

- Prawie go nie znałem. Czasami przychodził na święta. Wymieniłem z nim może trzy zdania w życiu. Zawsze mi się przyglądał. A w szkole? To była relacja wykładowca - młody student. Nie uczył mnie, widywaliśmy się tylko na korytarzu. 'Dzień dobry, profesorze. Dzień dobry'. Koniec. Ubolewam nad tym, bo chciałem go lepiej poznać. Wiele mógłbym się od niego nauczyć.

Jak pana przyszłość zawodową widziała mama?

- W każdym zawodzie byle nie w aktorstwie. Gdy byłem w liceum, chodziło mi po głowie wiele pomysłów. Była psychologia, którą studiowałem niecały rok. Chciałem zdawać do akademii policyjnej, na wydział weterynarii, ale w stronę aktorstwa ciągnęło mnie od zawsze. Już od szkoły podstawowej, gdy brałem udział w jasełkach. Lubię to powtarzać - wygrał kaprys, ciekawość. Gdy spróbowałem, okazało się, że tego potrzebuję.

- Byłem bardzo zamkniętym dzieckiem. Aktorstwo dało mi bezpieczną przystań, choć cały czas jestem bardzo nieśmiały. Gdy poznaję nowych ludzi, zawsze stawiam zasłonę dymną. To czasami przeszkadza w pracy. Dlatego zawsze, dla kontrastu, próbowałem być duszą towarzystwa, wygłupiać się, udawałem pewniejszego siebie niż jestem. Może to sprawiło, że zostałem obsadzony w roli Adama w 'Na dobre i na złe'?

W jego przypadku także pozory mylą?

- To typ czarusia. Organizuje imprezy, chętnie pomaga, dobrze czuje się wśród ludzi. W pracy jest arogancki i pewny siebie, bo stoją za nim osiągnięcia.

Czyli Falkowicz go wykorzystuje?

- Trochę tak. Wie, że Adam chce zrobić karierę jako chirurg. A mój bohater zdaje sobie sprawę, że przy Falkowiczu może zrealizować to marzenie.

Jest jeszcze Dorota?

- Adam poznał ją na studiach. Mieli romans, ale ich drogi się rozeszły. Dorota wyszła za mąż za Marka (Jan Wieczorkowski). W Leśnej Górze uczucie, które ich łączyło, odżyje. Adam nie ma żadnych skrupułów, nie myśli o konsekwencjach, idzie do przodu.

Ta rola to dla pana szansa zaprezentowania się widzom?

- Nigdy nie pokazywałem się w serialu, który ogląda kilka milionów widzów. Cieszę się, że mogę pracować przed kamerą. Wcześniej nie czułem takiej potrzeby, odrzucałem propozycje. Zauważyłem, że im mniej się oczekuje, tym więcej się dostaje. Tak jest chyba w każdym przypadku. Cieszę się, że funkcjonuję w teatrze (Studio w Warszawie - przyp. red.), który jest moją bazą. Nawet gdy nie będę grał w serialu, mam gdzie się podziać.

Rozmawiał Kuba Zajkowski

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: 'Wujek' | ciekawość | Na dobre i na złe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy