Reklama

Bronisław Cieślak: Będzie, co będzie!

Polski James Bond. Niekonwencjonalny, nieustraszony i kochany przez kobiety. Bronisław Cieślak wyznaje, że teraz czuje się bardziej emerytem niż aktorem.

Czy do któregoś z odcinków "07 zgłoś się" jest pan jakoś szczególnie przywiązany?

Bronisław Cieślak: - Wielokrotnie pytano mnie, który z odcinków najbardziej lubię - tak w klasycznej formie brzmi to pytanie. Nie umiem na nie odpowiedzieć. Dlatego, że dla mnie wspomnienia związane z tym serialem nie dzielą się na rozdziały pt.: odcinek. Zawsze kręciliśmy pięć jednocześnie - rano zdjęcia do jednego, a dwie godziny potem scenę do kolejnego. A więc dla mnie to nie odcinki, a mikroelementy całości. Patrzę na nie bardzo analitycznie i krytycznie. Niektóre rzeczy chętnie bym zrobił jeszcze raz. Oglądam to inaczej niż normalny widz. Uruchamiam w głowie specjalną taśmę wspomnień.

Reklama

Wspaniała kultowa kurtka wojskowa, w której pan grał, była pana własnością czy kostiumem?

- W filmach nosi się bardzo mało prywatnych ciuchów. Może kożuch był mój. Rzecz w tym, że to kłopotliwe i zobowiązujące, bo sceny kręcone są w różnych terminach i potem trzeba pilnować, by zabrać dany ciuch ze sobą, a właściwie najlepiej byłoby zostawić go w garderobie. Nie mogę w jednym ujęciu być np. w czarnej marynarce, a za chwilę w zielonej.

Znaki czasów: porucznik Borewicz jeździł służbowym polonezem, Malanowski czarnym bmw. A czym jeździ Bronisław Cieślak?

- Nigdy nie miałem prywatnie poloneza. Za czasów serialu '07 zgłoś się' jeździłem fiatem 125p. Wcześniej przez 8 lat dwoma maluchami. A teraz toyotą RAV czwórką.

Z wykształcenia jest pan etnografem, pracował pan jako dziennikarz, poseł, aktor. Gdyby miał pan siebie określić, to powiedziałby pan...

- Nie da się. Kiedyś na pytanie, kim jestem bardziej: dziennikarzem czy aktorem, odpowiadałem - jestem dziennikarzem, aktorem bywam. Przez lata było to niezmienne. Teraz się zmieniło. Mogę powiedzieć, że jestem emerytem, aktorem bywam.

Od 40 lat z hakiem jest pan sławny. Po jakim czasie przychodzi zobojętnienie na popularność? A może nigdy?

- To zależy. Zresztą broniłbym się przed tym określeniem. "Sławny człowiek" to mógłby być Einstein. Ja jestem tylko rozpoznawalny. I powiem tak: to jest dziwne. Dorosły człowiek zaczyna zauważać znaczące spojrzenia i właściwie to jest nieprzyjemne. Nawet mnie to krępowało. Zacząłem się wręcz nienaturalnie zachowywać! Były jednak i pozytywne skutki tej rozpoznawalności. W PRL-u mogło to po prostu być opłacalne. Np. w sklepie mięsnym zdarzało się, że mimo pustych haków dostawałem odrobinę szynki za sam wygląd (śmiech). Wszyscy znani z tamtych czasów to potwierdzą.

- Teraz to nie działa. Trzeba mieć pieniądze, a nie stać w kolejce. Dziś jest inaczej, ale popularność też nie jest za fajna. No chyba że ktoś lubi, gdy podbiega do niego stadko dwunastolatek i go prosi o autograf na bilecie tramwajowym, nie bardzo wiedząc, z kim ma się do czynienia. To nie może sprawiać przyjemności.

- Zaoszczędzę pani fatygi zadania kolejnego dyżurnego pytania: Z kobietami było panu łatwiej?... Odpowiadam stanowczo, że nie jest przyjemnie leżeć z dziewczyną na wystawie sklepowej. A w filmie tak to przecież jest. Więc zdecydowanie łatwiej zagrać złość niż miłość. A prywatnie, dzięki pracy w serialu też nie miałem łatwiej z dziewczynami. Przecież nigdy nie miałem pewności, czy panienka ma apetyt na mnie, czy na Borewicza.

Czytuje pan kryminały?

- Nie. Oczywiście coś tam przeczytałem. Ale jak pani sądzi: czy "Zbrodnia i kara" to kryminał? A "Makbet"? Bo "literatura pociągowa" mnie nudzi. Jeśli już, wolę rozwiązywać sudoku. Jest tak samo odmóżdżające. Zresztą moja żona już na początku wie, kto zabił, a ja nigdy. To mnie zniechęca. Do tego w kryminałach skandynawskich pojawiają się nazwiska trudne do wymówienia i zapamiętania. Nie mam do tego talentu.

Zna pan prywatnie jakiegoś detektywa?

- Na szczęście nie miałem potrzeby.

Ma pan inne, oprócz "Malanowskiego i partnerów", plany zawodowe?

- Nie mam. W gruncie rzeczy nigdy nie miałem. Co ma być, to będzie. Obudzę się jutro i zobaczę, co się wydarzy.

Ogląda pan jakieś seriale?

- Od czasu do czasu. Np. lubię "Krew z krwi", bo gra tam Agata Kulesza, która mnie zaintrygowała w dwóch innych produkcjach. Ta aktorka idzie w górę pionowo jak bombowiec.

Rozmawiała Katarzyna Sobkowicz.

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Telemax
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy