Reklama

Bracia Collinsowie: W "Ameryce Express" najtrudniejsza była rozłąka z rodziną i mała ilość jedzenia

​Rafał i Grzegorz Collinsowie prowadzą rodzinny, międzynarodowy biznes i niestraszne im żadne ograniczenia. Udział w programie "Ameryka Express" był dla nich kolejnym sprawdzianem siły charakteru, woli walki i trwałości ich relacji.

​Rafał i Grzegorz Collinsowie prowadzą rodzinny, międzynarodowy biznes i niestraszne im żadne ograniczenia. Udział w programie "Ameryka Express" był dla nich kolejnym sprawdzianem siły charakteru, woli walki i trwałości ich relacji.
Bracia Collins w programie "Ameryka Express 2" /Piotr Filutowski /materiały prasowe

Choć podróż przez Kolumbię i Gwatemalę wymagała rozłąki z rodziną i funkcjonowania w ekstremalnych warunkach, to nie mają wątpliwości, że chcieliby ją powtórzyć.

Przed laty Rafał i Grzegorz Collinsowie wyjechali za marzeniami do Wielkiej Brytanii. Zaczynali od zmywaka, a później pracowali na budowie. Dzięki determinacji, pracowitości i dobrze sprecyzowanej wizji własnej przyszłości udało im się stworzyć międzynarodową firmę zajmującą się tuningiem aut.

Teraz do ich warsztatów w Londynie, Katarze i Warszawie swoje luksusowe pojazdy oddają największe gwiazdy muzyki, filmu, sportu, a nawet arabscy szejkowie. Przerabiają najdroższe samochody świata, oklejają helikoptery i prywatne odrzutowce.

Reklama

Bracia Collinsowie już nieraz udowodnili, że czasem w życiu warto postawić wszystko na jedną kartę. Z dużym zaangażowaniem podeszli też do udziału w programie "Ameryka Express". Choć zdarzały im się słabsze momenty, to jednak nawet nie pomyśleli o tym, by się poddać i zrezygnować.

- Najtrudniejsza była rozłąka z dziećmi, z rodziną, z narzeczoną, z telefonem. Chociaż po kilku dniach ta rozłąka z telefonem zaczęła być wielkim atutem tej całej przygody i wycieczki. Paradoksalnie zrobiło mi się z tym wszystkim dobrze - mówi agencji Newseria Lifestyle Rafał Collins, prowadzący program "Odjazdowe bryki braci Collins".

Dobrze wie, że wartościowe projekty wymagają poświęcenia i odwagi. Warto więc ryzykować i podejmować wyzwania po to, by ruszyć w nieznane i przeżyć coś wyjątkowego.

- Zaletą programu była też adrenalina, to jednak jest wyścig. I wszystko to powodowało, że spędziłem piękną przygodę mojego życia. Gdybym mógł, tobym jutro założył buty, nawet te czerwone Grega, które mu tak nie pasują, i bym pojechał - mówi Rafał Collins.

Grzegorz Collins podkreśla, że jego też nie trzeba by było długo namawiać do wyjazdu. Teraz jednak nauczony doświadczeniem zabrałby nieco większy ekwipunek.

- Pojechałbym, ale wziąłbym trochę więcej jedzenia, jakichś batoników w plecaku, ponieważ brak jedzenia dużo bardziej doskwierał niż brak prysznica lub tego, że nie można się wykąpać. A jak się cały dzień zapieprza stopami, że tak powiem brzydko, to ciało nie jest pierwszej świeżości i wieczorem przydałby się prysznic, którego często nie było - mówi Grzegorz Collins, prowadzący program "Odjazdowe bryki braci Collins".

Na czas udziału w reality show TVN-u bracia Collinsowie odstawili na jakiś czas do garażu swoje luksusowe auta. Po gwatemalskich i kolumbijskich ścieżkach jeździli rozklekotanymi, zardzewiałymi półciężarówkami, w międzyczasie - jak przystało na rodzeństwo - przekomarzali się i wesoło droczyli, chociażby o słynne już czerwone buty.

- Jeżeli cały dzień, jak ty to mówisz, zapieprzasz nogami, to dobrze jest mieć dobre buty. Porządne buty wszystko rekompensują - mówi z przekąsem Rafał Collins.

- Ale ja ich nie nosiłem cały czas. Później już ich nie nosiłem - dodaje Grzegorz Collins.

Newseria Lifestyle
Dowiedz się więcej na temat: Ameryka Express
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy