Reklama

Artur Barciś: Gra, sprząta, gotuje

Można o nim powiedzieć krótko: niespotykanie miły człowiek. Uwielbia parki rozrywki oraz zna prosty i skuteczny sposób na długie i udane małżeństwo.

Żona ma z niego wiele pożytku, bo nie uchyla się od domowych obowiązków. Artur Barciś

(55 l.) potrafi jednak o wiele więcej, bo jest człowiekiem wielu talentów. Podkłada swój głos w filmach rysunkowych, tańczy w programach rozrywkowych, choćby w XI edycji "Tańca z gwiazdami", a przede wszystkim występuje w filmach i sztukach teatralnych. I wszystko to robi naprawdę dobrze.

Jest pan ambasadorem kampanii "Cała Polska czyta dzieciom", ale synowi to pan już chyba czytać nie musi?

Artur Barciś: - No jemu rzeczywiście nie trzeba, ma 22 lata. Zaszczepiłem mu w dzieciństwie potrzebę czytania i teraz obaj "ścigamy" się kto co przeczytał. Czasem prowokuje mnie, mówiąc: "Jeszcze tego nie czytałeś"? To efekt tego, że nauczyliśmy go, że budowanie własnej wyobraźni za pomocą książki jest ciekawsze niż oglądanie filmów. Może dlatego poszedł do... szkoły filmowej.

Reklama

Czyli słynnej łódzkiej "Filmówki"...

- Tak. Studiuje tam na wydziale montażu filmowego.

Nie będzie aktorem?! Czyli walkę o duszę syna wygrała pana żona, montażystka filmowa?

- Tu nie było walki o duszę. Franek w dzieciństwie grał sporo w filmach i programach telewizyjnych. Jednak stwierdził, że jego aktorstwo jest zaledwie poprawne. A skoro nie będzie aktorem wybitnym, to jednak lepiej żeby w ogóle nim nie był.

Przyznaje pan publicznie, że żona rządzi w domu pieniędzmi. Pan jest pantoflarzem?

- Ależ to nie pantoflarstwo, ale podział obowiązków! W naszym małżeństwie każde z nas zajmuje się tym, co robi najlepiej.

To proszę zdradzić, co pan robi najlepiej?

- Gram, reżyseruję, piszę felietony, prowadzę swoją stronę internetową, gotuję, szyję i sprzątam.

Zostaje coś dla żony?

- O, jest cała masa rzeczy. Ogród - tam jest zawsze co robić. No i moja żona wypełnia też PIT-y, a przede wszystkim pracuje.

W "Ranczu" gra pan drania, ale tak genialnie, że trudno go nie lubić...

- Nie uderzajmy zaraz w takie wysokie tony! To tylko komedia, ale zawiera sporo prawdy. Ja takich Czerepachów wielu w swoim życiu spotkałem.

Bardzo dużo pan pracuje. A jak odpoczywa?

- Oglądając dobry mecz. Jestem kibicem, który zawsze bardzo przeżywa to, co ogląda. To może być piłka nożna czy nawet ręczna. Fantastycznie się wtedy odprężam. A że jestem piwoszem, to i piwko sobie do meczu wypiję. I już jestem wypoczęty. Lubię też biesiadować z przyjaciółmi na tarasie mojego domu. Oczywiście wypoczywam też czytając książki.

Czyli najbliższe wakacje spędzi pan, czytając z przyjaciółmi książki na tarasie swojego domu?

- (Śmiech). Z wakacjami to nie jest takie proste, bo ja zazwyczaj wtedy pracuję. Ale staramy się z żoną przynajmniej raz w roku gdzieś wyjechać. Ostatnio byliśmy we Włoszech i Chorwacji. Dubrownik! Istne cudo!

A w tym roku?

- Bez żony, za to z synem. Lecimy do Anglii, wypożyczymy samochód i robimy tour dookoła wyspy z przystankami w parkach rozrywki, bo lubimy rollercoastery. Anglicy mają jedyny taki w Europie - pionowego spadku. Uwielbiamy tę adrenalinę!

Taki męski wyjazd?

- Wiele razy już na takim byliśmy. Wspaniała rzecz, którą wszystkim polecam.

Dobry ojcowski patent. A jaki jest sposób na udane małżeństwo?

- Prosty: zawsze zakładać dobre intencje drugiej strony. Na przykład: żona spóźniła się na spotkanie, to zakładam, że coś jej wypadło, a nie - że mnie lekceważy. Jak zapomniałem zamknąć dom, to ona nie mówi, że jestem beznadziejny i chciałem, aby nas okradli, tylko wie, że moje myśli były zaprzątnięte czymś bardzo ważnym.

Rozmawiał Michał Wichowski

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: sprzatanie | Artur Barciś | granie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy