Reklama

Anna Starmach: Nie mam wolnej chwili

Anna Starmach opowiada o programie "MasterChef", w którym jest jurorką, i o swoich marzeniach.

Jak pani ocenia tegorocznych zawodników programu "MasterChef"? Czy wzrósł poziom w porównaniu do poprzednich edycji?

Anna Starmach: - Co roku jest coś innego, inni ludzie, dlatego tak fajnie się w tym programie pracuje. W tym roku uczestnicy są tak zdolni, tyle wiedzą, umieją, że wciąż nas zaskakują. Tegoroczny "MasterChef" to jest poziom światowy - tak zresztą powiedział sam Gordon Ramsay! Stwierdził, że jedna z osób mogłaby pracować u niego w restauracji. To chyba o czymś świadczy!

Czy w tej edycji show ma pani faworyta - kogoś, kto od początku się wyróżniał?

Reklama

- W pierwszej edycji miałam faworyta, w drugiej też - i potem się okazało, że ci faworyci nie wygrywali. Więc w tym roku postanowiłam nie mówić, że wiem, kto wygra, bo uczestnicy i tak nas wciąż zaskakują! Ktoś może pozostawać w cieniu, a potem nagle wystrzelić, nabrać pewności siebie, dostać skrzydeł i zaczyna gotować tak, że jesteśmy pod wrażeniem.

Zdarzyły się na planie "MasterChefa" jakieś zabawne sytuacje?

- To w ogóle jest wesoła produkcja. Kręcimy w Krakowie, większość ekipy przyjeżdża z Warszawy, trochę się czują jak na koloniach. Z Michelem i Magdą znamy się już dość długo i przyjaźnimy. Wszyscy dobrze się bawimy!

- Jedną z niezapomnianych przygód była podróż na godzinę do Madrytu - uczestnicy przygotowywali posiłki dla pasażerów w dreamlinerze. To był dzień, w którym wypijaliśmy litry kawy... Podróż powrotna była bardzo wesoła, świętowaliśmy, że konkurencja się udała, i pokazaliśmy, że MasterChefowie są świetni, a jedzenie, jakie uczestnicy zaproponowali liniom lotniczym, mogłoby się znaleźć na stałe w menu.

Czy marzy pani o własnej restauracji?

- Tak, i na pewno ją otworzę. Ale nie wiem kiedy. Na razie robię tyle różnych rzeczy, tak dużo podróżuję, piszę, mam programy, warsztaty, pokazy - i nie mam wolnego dnia. A restauracja wymaga bycia na miejscu przez siedem dni w tygodniu. Poza tym nie wiem, gdzie by miała być. Jestem z Krakowa, przez lata dojeżdżałam do Warszawy, teraz tu trochę mieszkam, właściwie żyję w dwóch miastach. Więc albo restauracja będzie w połowie drogi, ale będę musiała zdecydować, w którym z tych miast ją otworzę.

Rozmawiała Maria Wielechowska.

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

To i Owo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy