Reklama

Andżelika Piechowiak czerpie z życia, ile się da

"Życie wyciskam jak cytrynę" - mówi Andżelika Piechowiak, jedna z gwiazd serialu "M jak miłość". Aktorka zdradza też, że ma objawy pracoholizmu.

Jakie są pani tegoroczne plany zawodowe?

Andżelika Piechowiak: - Zawsze mam sto tysięcy różnych planów, o których nie lubię mówić... Nauczyłam się, że w zawodzie aktora jest tak, że dopóki nie powstanie dany projekt, to mówienie o nim raczej nie powinno mieć miejsca. Zawsze bawią mnie wypowiedzi koleżanek, które mówią, że już właściwie będzie grała, już wszyscy o tym mówią, a później okazuje się, że to jednak nie wyszło... Ale zamieszanie było (śmiech).

- Dlatego wolę mówić o tym, co już się wydarzyło, bo wielokrotnie spotykała mnie sytuacja typu: "już był w ogródku, już witał się z gąską". Dziwnie czułabym się odkręcając później wszystko i mówiąc, że to nie moja wina, bo naprawdę myślałam, że zagram.

Reklama

Zatem jakby pani podsumowała miniony rok?

- Ogólnie jestem z niego zadowolona. Nie powiedziałabym, że to był słaby albo rozczarowujący rok. Moje priorytety są takie, że to rodzina jest najważniejsza, a praca zawsze będzie dla mnie na drugim miejscu, chociaż przyznaję, że mam objawy pracoholizmu... Niemniej najważniejsze jest życie i czerpanie z niego tyle, ile się da. Wtedy też bardziej kreatywnie podchodzi się do pracy. Natomiast nigdy nie traktowałam jako tragedii sytuacji, gdy coś mi się w pracy nie udało. Mówiłam sobie: "I co z tego?".

Jest pani życiową optymistką?

- Zawsze uważałam, że nie i optymizmu zazdrościłam innym. Tak mam poustawiane priorytety - najważniejsze jest dla mnie samo życie, bycie kochanym, posiadanie cudownej rodziny i przyjaciół. Ważne dla mnie jest to, że w ciągu roku mogę się czegoś nauczyć, gdzieś podróżować. To są wartości, które gdzieś w nas zostają. Oczywiście w tym kontekście moja praca także na to wpływa, bo każda kolejna premiera to nowe doświadczenie. Dla mnie rok, który nie wprowadził żadnych drastycznych i negatywnych zmian, jest rokiem udanym. Dużo dobrych rzeczy mnie ostatnio spotkało, więc nietaktem byłoby narzekać.

A czego sobie pani życzy w 2015 roku?

- Jak to mówią, oby nowy rok był taki, jak ten ostatni - oby tylko nie był gorszy. Zawsze tego życzę innym. Natomiast uważam, że to, czy dany rok jest lepszy czy gorszy zależy od nas. Jeżeli ktoś źle się czuje np. w swojej pracy, to trzeba coś postanowić i małymi kroczkami to zmienić. Wierzę w ludzką determinację i to, że jeśli coś jest naszym marzeniem, to trzeba dążyć do jego spełnienia. Najważniejsze jest, aby wiedzieć, czego się chce. Zadziwiają mnie ludzie, którzy nie mają marzeń oraz ambicji i przez to tracą czas.

Czyli pani czasu nie marnuje?

- Jedyne czego się w życiu wystrzegam, to jest właśnie tracenie czasu. Każdego dnia może wydarzyć się tyle fajnych rzeczy, że tracenie go - na przykład na nudną pracę, której się nie lubi, a potem przychodzenie do domu, kłócenie się z wszystkimi, a potem oglądanie telewizji - jest bez sensu. Tak mogą minąć miesiące, lata i jest to czas, którego nie da się już cofnąć. Dlatego jestem zwolennikiem tego, żeby wyciskać życie jak cytrynę - wtedy nie będzie miało się przemyśleń w stylu: 'miniony rok mógł być lepszy'. Oby tylko nie spotykały nas rzeczy, które są od nas niezależne, związane z tragediami, które mogą nam się przydarzyć.

Rozmawiała Paulina Persa (PAP Life).

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: życia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy