Reklama

Andrzej Strzelecki: Porcelanowe buciki i golf

Nie zamierza zwalniać tempa i rezygnować ze swoich pasji. Dzięki temu jego życie jest barwne i ciekawe. Wierzy, że tak pozostanie!

Rektor warszawskiej Akademii Teatralnej. Poza tym reżyser, aktor, satyryk, scenarzysta, pedagog. A także kolekcjoner porcelanowych bucików. Jednak przede wszystkim mąż, ojciec i zapalony golfista. Jak Andrzej Strzelecki (61 l.) godzi ze sobą te wszystkie role i obowiązki?

Zacznijmy nietypowo. Podobają się panu moje buty?

Andrzej Strzelecki: - Przyznam szczerze, że nie zwróciłem na nie uwagi.

Jak to? Myślałam, że jest pan specjalistą w tej dziedzinie.

- Widzę, że ta sprawa urosła do rangi legendy.

Nic dziwnego, nie każdy ma kolekcję 400 porcelanowych bucików...

Reklama

- To akurat fakt.

Ale po co panu te buciki? Przyznam, że to zaskakujące i dość dziwne, jak na mężczyznę, hobby...

- To są po prostu małe dzieła sztuki, które jednak nie są mi do czegokolwiek potrzebne. Tak naprawdę mam wiele takich przedmiotów w moim domu. One są tylko po to, żeby cieszyły oko. Mam talent do gromadzenia takich rzeczy.

Żonie nie przeszkadza to chomikowanie?

- Zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Nauczyliśmy się funkcjonować razem i żyć obok siebie.

I tu nasuwa się pytanie. Czy jest to taki archetypowy związek damsko-męski?

- Nie zastanawiałem się nad tym. Jesteśmy związkiem partnerskim, w którym najistotniejszą rzeczą jest wychowanie dzieci. Żona poświęca się temu w sposób fantastyczny.

A pan? Wychowywanie dzieci nie spoczywa przecież tylko na kobiecie...

- Moje sumienie nie jest do końca czyste w tej kwestii. Jestem tak bardzo zajęty swoimi zawodowymi obowiązkami, że ilość czasu, który poświęcam dziecku, nie jest zadowalająca. A gdy nawet znajdę już tę chwilę wolnego, to czasami fizyczne zmęczenie nie pozwala mi zachowywać się tak, jakbym tego sobie życzył. Niestety, nie do końca mam na to wszystko wpływ. Staram się jednak mimo wszystko być jak najlepszym ojcem, ale nie zawsze mi się to udaje.

Chyba jest pan dla siebie zbyt surowy. Wasze wspólne wypady na pole golfowe są już historią?

- Teraz mój synek znacznie częściej jeździ z mamą na golfa. Nie oznacza to jednak, że mi tak łatwo odpuszcza. Cały czas wypytuje, kiedy tam razem pojedziemy. A ja nie umiem mu odmówić. I jak tylko znajduję chwilę wolnego, to jedziemy tam we trójkę. To jest takie fajne uczucie. A element rywalizacji, który podejmujemy na polu golfowym, jest jak najbardziej prawdziwy. I naprawdę muszę się nieźle namęczyć, żeby z nim wygrać.

Uczeń przerośnie mistrza?

- I wcale bym się nie zdziwił. Taka jest naturalna kolej rzeczy. Są sytuacje, w których mój syn sprawdza się zdecydowanie lepiej ode mnie.

Na przykład?

- Nuty czyta niepomiernie lepiej ode mnie. To samo tyczy się gry na instrumentach. Czasami wykonuje coś i ja po prostu wiem, że go w tym nigdy nie dogonię. I doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że takich rzeczy będzie coraz więcej.

To musi być chyba niezbyt przyjemne uczucie...

- Jest wręcz przeciwnie! Każdą taką sytuację przyjmuję z wielką frajdą i radością. Powiem pani szczerze, że to jest właśnie ten jedyny typ porażki, który cieszy nad wyraz.

Dzieci są pana sukcesem?

- Posiadanie dzieci nie jest sukcesem samym w sobie. Tak naprawdę wyłącznie z perspektywy czasu możemy ocenić, czy właściwie wychowało się swoje pociechy. I dopiero wtedy można podjąć nieśmiałą próbę umieszczenia ich w kategorii życiowego sukcesu.

Pańska córka jest już dorosłą kobietą, więc chyba już może pan ją jakoś sklasyfikować...

- Córka jest już dorosłą i fantastyczną kobietą. I bez wątpienia jest moim wielkim sukcesem. A teraz z utęsknieniem czekam na moment, w którym przekonam się, co wyrośnie z synka i z córki mojej żony.

Na razie jest trochę za wcześnie, aby to oceniać. Wierzę jednak, że w przyszłości będę mógł o nich powiedzieć to samo.

Na pewno, przecież urodzony z pana pedagog.

- Tak naprawdę nie mnie to oceniać. Wydaje mi się, że jestem w stanie nauczyć czegoś moich studentów. Ale ja również czerpię z tego pewne korzyści. To taka transakcja wiązana. Ja przekazuję im własne doświadczenia, a oni sprawiają, że dzięki nim staję się młodszy. To takie trochę wampiryczne spotkanie.

Chce mi pan powiedzieć, że wysysa pan z nich młodość?

- Nie wysysam młodości, ale zdecydowanie lepiej mogę ją zrozumieć.

I robi pan to w swoim, dobrze pojętym interesie. W końcu kształci pan przecież przyszłych kolegów po fachu!

- Nie będę zaprzeczał. To naturalne, że w przyszłości chcemy spotykać się z jak najfajniejszymi ludźmi. A radość z tego, że wśród studentów znajdują się tacy, którym udało się przekazać nasze doświadczenia, jest przeogromna. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jest ona większa niż z własnych dokonań.

Panie Andrzeju! Przyjął pan na siebie bardzo dużo ról...

- Ale to mój świadomy wybór. Nikt mnie do tego nie zmuszał. To raczej dar od losu. Stworzyłem sobie opcjonalną możliwość robienia wielu różnych rzeczy. Dzięki temu moje życie wydaje mi się zdecydowania barwniejsze, a co za tym idzie - ciekawsze.

Przecież w pracy i tak spędzamy 1/3 swojego życia!

- Wydaje mi się, że nawet więcej... To zbyt wiele czasu, aby nie starać się mieć na to wpływ. Dlatego też jeżeli nasza praca nie sprawia nam frajdy, to w przyszłości nagle okaże się, że 1/3 życia poszła w cholerę. Absolutnie nie można do tego dopuścić. I na szczęście w moim przypadku tak nie jest.

A czy czasami nie nachodzą pana takie myśli, aby nareszcie zacząć żyć bez stresów i tej codziennej gonitwy?

- Byłoby to niemożliwe z wielu różnych powodów. Poczynając od tego, że prawdopodobnie bym tego nie chciał. Te wszystkie zajęcia składają się na całe moje życie. Nie umiałbym chyba z niczego zrezygnować. Ale, dzięki Bogu, jak na razie udaje mi się je wszystkie ze sobą godzić i staram się, aby to co robię było zrobione solidnie.

Alicja Dopierała

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Andrzej Strzelecki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy