Reklama

Andrzej Piaseczny w domu jurorskim

Zanim ruszą występy na żywo, uczestnicy "X Factor" muszą przejść próbę ognia w domach jurorskich. To tu wybrani zostaną półfinaliści. "Tele Tydzień" rozmawia z Andrzejem Piasecznym, który odwiedził dom Tatiany Okupnik w Toskanii.

Nie ma to, jak wizyta niespodziewanych gości! No dobrze, nie tak znowu niespodziewanych... Do domów jurorskich "X Factor" już w sobotę 19 kwietnia zawitają: Kuba Badach u Ewy Farnej (Praga), Titus z Acid Drinkers u Kuby Wojewódzkiego (Studio Alwernia), Staszek Sojka u Czesława Mozila (Toskania) oraz Andrzej Piaseczny u Tatiany Okupnik (Toskania). To oni pomogą jurorom podjąć decyzję, który z uczestników z każdej z czterech grup przejdzie do półfinału. To gra warta świeczki!

Reklama

Panie Andrzeju, w Polsce zdarzają się jeszcze chłodne dni, a pan... w słonecznej Toskanii. Jak minął czas w tak pięknym zakątku świata? Gdzie dokładnie znajdował się dom?

Andrzej Piaseczny: - To dość zabawne, ale pogoda tak nas wszystkich zaskakuje, że na planie trzęśliśmy się z zimna, natomiast kiedy wróciliśmy do Polski, okazało się, że mogłem się niemal opalać. Dom jurorski Tatiany znajdował się w miejscowości San Gimignano. To wyjątkowo piękny zakątek! Wyjazd tam, choć krótki, był tak dla nas, jak i dla uczestników dużym przeżyciem.

Czy gość Tatiany doradzał jej grupie w jakiś szczególny sposób?

- Zanim wypowiedziałem choć jedno słowo na temat uczestników, chciałem ich trochę poznać. Wiedząc, że Tatiana zaprosi mnie do takiej współpracy, zdecydowałem, że nie będę oglądał wcześniejszych odcinków programu. Chciałem poddać się świeżemu i pierwszemu wrażeniu, jakie na mnie zrobią. Może to dość nietuzinkowa decyzja, ale przecież Tatiana znała ich dobrze, miała na ich temat określone zdanie, pamiętała wcześniejsze wykonania piosenek. Zdecydowałem więc, że chcę być swego rodzaju przeciwwagą dla tej pamięci. Owszem, doradzałem, proszę jednak pamiętać, że ostateczny wybór należał do samej jurorki.

Jakimi kryteriami kierował się pan podczas doradzania?

- Jest jedna cecha, której - nawet mimo ciężkiej pracy - nie da się ukształtować, jeśli już wcześniej nie ma się w sobie jej początków. Mam na myśli... charakter. Wszystko inne da się nadrobić. Można pracować nad dykcją, barwą i siłą głosu, wreszcie nad interpretacją. Gdy jednak artysta wychodzi na scenę i zaczyna śpiewać, po prostu musi przyciągać uwagę. W ocenianiu liczy się wszystko, każda z umiejętności, o których wspominałem, ale decyduje ta jedna, najważniejsza.

Pomówmy jeszcze o cechach kandydata na gwiazdę. Oprócz charakteru, liczą się talent, pracowitość, skromność, a może... upór, "łokcie"?

- Talent - bez niego się nie da! Pracowitość też, jasne, tak jak we wszystkim, co chce się robić dobrze. Ale artysta powinien przede wszystkim być wiarygodny - ma być sobą, nie może grać, udawać kogoś, kim nie jest. Słuchacze i widzowie są wyczuleni na każdy fałsz, sztuczność, czy próbę oszustwa. Jeśli jest się melancholikiem, nie ma co na siłę śpiewać wesołych piosenek. Kiedy przeciwnie, wesołkiem, nie będzie się zbytnio dobrym np. w balladach. Ale najgorzej, gdy "programuje" się wykonawcę wedle pomysłu na to, że będąc kimś innym, wzbudzi większe zainteresowanie lub lepiej się sprzeda. Jeśli tak się dzieje, można być pewnym, że klapa gwarantowana.

Czy z pobytem w Toskanii wiąże się jakaś anegdota, zabawne wspomnienie, a może wpadka?

- Wpadka? Ależ skąd! Lubimy się z Tatianą ogromnie i nawet trochę uzupełniamy. Tatiana, o czym mało kto wie i czego zupełnie po niej nie widać, dość dużo je. Mnie za to niewiele wolno. Gdy więc w czasie przerwy w kręceniu zdjęć wybraliśmy się do pobliskiego miasteczka na niewielką przekąskę i kieliszek chianti, chcąc, by moja menedżerka niedokładnie widziała, ile zjadłem, zamówiliśmy tylko jeden, za to dość pokaźny talerz tamtejszych wędlin. Tak wygląda idealna współpraca. Po posiłku zostawiliśmy miejscowemu sklepikarzowi nową płytę Tatiany "Blizna", gdyby więc ktoś z państwa przejeżdżał przez centrum San Gimignano i usłyszał śpiew po polsku, proszę wchodzić i zamawiać: żywność sprawdzona, pierwszej jakości.

W Toskanii był też dom jurorski Czesława. Spotkaliście się?

- Niestety, nie. Żałuję tego bardzo, bo go lubię. Chociaż... Może to i dobrze, nie mógłbym się wtedy pewnie powstrzymać od doradzania.

Rozmawiał Maciej Misiorny.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy