Reklama

Andrzej Grabowski: Boże, wybacz mi

Andrzej Grabowski jest doskonały we wszystkim - czy to serial, kabaret, film, czy teatr. Telewidzowie uwielbiają Ferdka, którego gra z przymrużeniem oka od 15 już lat.

Czterdziestolecie pracy artystycznej obchodził pan na deskach Teatru 6. piętro, grając w sztuce "Czechow żartuje!". Spektakl na jubileusz - to chyba wymarzony prezent dla aktora?

Andrzej Grabowski: - Tak, tym bardziej że gram aż pięć różnych ról. Dla każdego aktora byłoby to wyzwanie.

Jakie to role?

- Pierwsza to monolog 'O szkodliwości palenia tytoniu'. To jest śmieszna rzecz, ale też wzruszająca. Potem jest Łuka, służący, taki bezczelny typek, następnie schorowany biuralista Chyrin, wiecznie narzekający i nieznoszący kobiet, i Czubuków, czyli ojciec, lubiący się napić. Na koniec bardzo piękna rola - aktor Światłowidow w jednoaktówce 'Łabędzi śpiew'. Budzi się w garderobie po benefisie z okazji 50-lecia, mocno podpity, rozlicza się z życiem. Mówi: To wszystko jest rdzawy gwóźdź, sopel lodu, skończona pieśń. Bardzo wzruszająca, piękna, rzadko grana jednoaktówka.

Reklama

W garderobie pewnie jest nerwowo, gdy aktorzy muszą tak szybko zmieniać wizerunek?

- Co tam się dzieje, to tylko wiemy my i garderobiane, które pomagają się przebrać. Nie mamy czasu pomyśleć: Boże zaraz, teraz to skończyłem, a teraz jestem tą postacią. Jak to się zaczyna... Czasami mamy 20 sekund, czasami mniej. No, a widz szczęśliwy, że tu wyszedł jednymi drzwiami taki, a wszedł drugimi - jako inna postać. Musimy się przebrać, zdjąć spodnie, zdjąć skarpety, założyć inne skarpety, buty, przykleić bokobrody, odkleić, zmyć klej spod bokobrodów...

W dorobku ma pan znakomite role teatralne, filmowe, serialowe. Jest też kabaret. Co jest podstawą aktorstwa?

- Gdy gram w teatrze i publiczność jest zachwycona, czy chociażby zadowolona, wydaje mi się, że to teatr jest moją bazą, najważniejszą rzeczą, jaką robię jako aktor. Jeśli zaś stoję przed publicznością na estradzie, mówię monolog, przede mną trzy tysiące osób śmieją się do łez, a ja mam nad nimi władzę, to też jest coś! Mogę spowodować, że będą się śmiali dalej albo że... przestaną. To przyjemne uczucie! Rozumiem teraz tych, którzy czepiają się władzy raz zdobytej i nie chcą jej oddać.

Rząd dusz...

- Dokładnie tak. Zupełnie innym medium jest film. Robi się go przez kilka tygodni, scena po scenie, ale jednak już na początku trzeba mieć jakąś ogólną wizję postaci. Tak jak zagram pierwszego dnia, tak muszę trzymać tę postać do końca. A niekoniecznie pierwsza scena w filmie jest grana na początku, bywa, że zaczyna się od ważnej sceny, kulminacyjnej, a tego nie znoszę. Poza tym w filmie, banalne, ale mogę się pomylić, mogę źle zagrać. Powiedzą "stop", robimy dubla, czasami 15 dubli, i w końcu się uda. W teatrze jak coś się przydarzy, źle zagram, pomylę się, musimy lecieć dalej. Nie powiem przecież: Przepraszam, może ja dla Państwa jeszcze raz to zagram, bo mi się nie udało?

Serial "Świat według Kiepskich" też pobił swoisty rekord.

- Tak, 15 lat jest na ekranie. To jest coś niebywałego: rekord Guinnessa, jeśli chodzi o sitcom.

Czyli za panem czas jubileuszy?

- W 2013 roku miałem same jubileusze. W grudniu zagrałem 50-lecie zespołu MW2, który gra muzykę współczesną. Ja oczywiście nie jestem 50 lat w tym zespole, ale jakieś 33 lata.

Ten rok również zapowiada się ciekawie?

- Gram w dwóch krakowskich teatrach: Teatrze im. Juliusza Słowackiego i Teatrze Stu, więc teatralnie na pewno będzie to rok bardzo ciekawy, jubileuszowy.

Pan ma czas na odpoczynek, nicnierobienie?

- Ależ skąd. To już zaczyna mnie denerwować. Bardzo dużo pracuję, jeżdżę. Czasami jestem na próbie w Warszawie przez 5 godzin, po czym wsiadam do samochodu, jadę do Krakowa, żeby zagrać 'Chorego z urojenia', 'Scenariusz dla trzech aktorów' albo jakiś kabaret w Łodzi, we Wrocławiu, gdzieś tam... W styczniu cały miesiąc będę na planie 'Kiepskich' we Wrocławiu i muszę dojeżdżać do Warszawy na spektakle. No, ale takie jest życie. Aktor, wie pani, narzeka dwa razy - jak gra oraz jak nie gra. Ja w tym wypadku narzekam, że gram, czym obrażam Pana Boga, wobec tego Boże wybacz mi, wycofuję się.

Rozmawiała Edyta Karczewska-Madej.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy