Reklama

Andrzej Andrzejewski: Zło jest nieprzewidywalne

Wiktor z serialu "Krew z krwi" trafia za kraty, skąd próbuje prowadzić interesy. To jednak jego siostra Carmen staje się carycą mafii... Andrzej Andrzejewski mówi, że ze swoim bohaterem łączy go podobna energia i chęć życia na całość.

Zło przyciąga widzów. Jako aktor także uważa pan postaci zepsute do szpiku kości za atrakcyjne? Ma pan satysfakcję w ich budowaniu?

Andrzej Andrzejewski: - Oczywiście, że mam. Bywają takie niejednoznaczne... Zło w ogóle nie jest proste wewnętrznie, jest nieprzewidywalne. Motywacji dla takich postaci szuka się głęboko w sobie, w ciemnych zakamarkach duszy.

Pana bohater jest synem "ojca chrzestnego" mafii z Wybrzeża i pozbawionym zasad gangsterem. Jak opisałby pan jego relacje z ojcem, a jak z siostrą?

Reklama

- W pierwszym sezonie ojciec go chroni. Wszystko, co robi, musi być przez niego zaakceptowane. To taki dojrzewający gangster z przerośniętym ego. Carmen (Agata Kulesza) natomiast jest tą mądrzejszą i rozsądniejszą siostrą, która zawsze stara się sprowadzić go na dobrą stronę. Niestety, bezskutecznie.

Coś pana ujęło w Wiktorze?

- Mamy podobną energię i chęć życia na całość. To postać z krwi i kości. Nie odpuszcza, walczy do końca.

Jakimi przymiotnikami by go pan zatem opisał?

- Dowcipny, porywczy, ambitny, błyskotliwy, niedojrzały. Pewnie dobrze się z nim wódkę pije.

Co dzieje się w głowie gangstera, kiedy okazuje się, że to kobieta, w dodatku siostra, staje na czele rodzinnego biznesu?

- Budzi się zazdrość. Chęć dominacji.

Był zleceniodawcą wyroku śmierci na mężu Carmen... Wierzy pan w możliwość romantycznej przemiany Wiktora?

- Nie on był zleceniodawcą. Stał za tym ojciec, ale syn o wszystkim wiedział. Jeśli chodzi o romantyczną przemianę... jestem po zdjęciach do drugiego sezonu i coś się z Wiktorem w tym temacie stanie.

Ojciec - Jerzy Grałek, matka - Iwona Bielska, siostra - Agata Kulesza, czy można wyobrazić sobie ciekawszą i bardziej utalentowaną rodzinę aktorską? Jak pan wspomina czas spędzony w tak doborowym towarzystwie?

- Przewspaniała rodzina. Liczba anegdot, jaka padła z ich ust na metr kwadratowy garderoby, jest nie do policzenia. To aktorzy o olbrzymim doświadczeniu zawodowym i życiowym, którym chętnie się dzielą. Najsympatyczniejsza ekipa, z jaką było mi dane pracować. Z radością spotkaliśmy się ponownie.

Za kamerą pierwszej serii stał Xawery Żuławski. Było coś, co uważał za najważniejszą cechę Wiktora, pomocną w budowaniu postaci?

- Azymutem dla nas obu była właśnie ta nieprzewidywalność. Pewność siebie i głęboko skrywane cwaniactwo. Wiktor to niezły aktor, potrafi odgrywać niewinnego i niezorientowanego w temacie, ale jest przebiegły i zmotywowany.

Zdjęcia realizowane były w Gdyni, co nadało im bardzo surowy, mroczny charakter rodem z popularnych skandynawskich kryminałów. Co pana zdaniem zdecydowało o sukcesie pierwszego sezonu serialu?

- Świetne aktorstwo, reżyseria, dobrze zaadaptowany na nasze warunki scenariusz (pierwowzorem jest holenderski format "Penoza" - przyp. red.) i kapitalne zdjęcia Tomka Naumiuka. To są elementy, które złożyły się w całość i dały widzom dobry serial.

Proszę więc zdradzić nam, czy w drugim sezonie dowiemy się więcej o jego życiu prywatnym? Czy gangster taki jak on może mieć serce otwarte na miłość?

- Wiktor w drugiej serii mocno zaznaczy swoją obecność. Tym razem to właśnie życie prywatne będzie go motywowało. A na miłość każdy powinien mieć otwarte serce, nawet gangster.

Prywatnie jest pan miłośnikiem kryminałów? - Tak, jak najbardziej, chociaż wolę te sfilmowane niż napisane.

Jakie jeszcze wyzwania aktorskie stoją przed panem w 2015 roku?

- Jestem po premierze "Okna na parlament" w moim macierzystym Teatrze Kwadrat i po zdjęciach do drugiego sezonu "Krew z krwi" (tym razem w reżyserii Jana Komasy - przyp. red.), które trwały od listopada 2014 roku. Odpocznę teraz chwilkę, nabiorę sił. A o tym, co będzie, nie powinno się mówić, żeby nie zapeszyć.

Rozmawiała Beata Banasiewicz.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy