Reklama

Amaro: Nie wierzę w klątwy, tylko w Boga

W najbliższy wtorek poznamy zwycięzcę 3. edycji "Hell's Kitchen". Z tej okazji Wojciech Modest Amaro opowiada, czego chciałby nauczyć uczestników programu i na co jako początkujący kucharz przeznaczyłby wygraną. Zdradza też, czy jest przesądny.

Do ostatniego odcinka "Hell's Kitchen" docierają pana faworyci?

Wojciech Modest Amaro: - Kuchnia to żywy organizm, trzeba zatem obserwować wszystkich dokładnie. Może się okazać, że jeden serwis zmieni moje wyobrażenie o danym zawodniku. Dlatego czekam do samego końca i skrupulatnie oceniam każdego, by mieć pewność, że wygra najlepszy.

Często bywa pan zaskakiwany?

- Bardzo szybko umiem ocenić aktualną wiedzę i umiejętności, ale muszę także tłumaczyć i prostować błędy. Gdy chodziłem na kurs rysunku i malarstwa przygotowujący na ASP, profesor powiedział mi, że niekiedy ktoś pięknie szkicuje już pierwszego dnia, ale jeśli nie przyłoży się, to być może będzie jedynie robił portrety na Starówce. Bywa i tak, że człowiek intensywnie doskonali warsztat i dopiero na 5. roku studiów odkrywa swój styl i zachwyca. Zawsze pamiętam, by dać szansę osobom, które ciężko pracują.

Reklama

Po raz kolejny w 5. odcinku jeden z zawodników odniósł kontuzję. To już klątwa?

- Nie wierzę w klątwy, tylko w Boga. Te wypadki dowodzą, że w kuchni wszystko może się zdarzyć.

Co jest pana nadrzędnym celem jako gospodarza programu?

- Co najważniejsze, przekonać innych, że o gotowaniu należy myśleć w sposób etyczny. Priorytetem musi być jakość. Niech się komuś nie wydaje, że czyszczenie pędzlem grzybów czy idealnie pokrojona w kostkę marchewka nie ma znaczenia. Sukces w kuchni składa się z wielu perfekcyjnie przygotowanych elementów. I mimo zmęczenia czy napięcia trzeba przyjąć to za podstawę.

Co pan zyskuje dla siebie dzięki programom "Hell's Kitchen" i "Top Chef"?

- Istnieje wiele plusów. Czasami ktoś połączy ze sobą składniki w sposób, który mnie zainspiruje. Zyskuję też siłę do działania i świadomość, że pokonałem spory dystans zawodowy, ale jeszcze mnóstwo rzeczy do odkrycia przede mną. Lubię obserwować zmagania uczestników z własnymi słabościami i presją czasu - to uczy pokory. A mówienie im wprost o błędach i detalach daje satysfakcję, bo zależy mi na silnej polskiej gastronomii.

Gdyby to pan jako początkujący kucharz wygrał 100 tys. zł?

- Zainwestowałbym w siebie. Kupił bilet do kraju, w którym mieści się jedna z najlepszych restauracji na świecie i poprosił szefa kuchni, żeby pozwolił mi w niej pracować, chociażby za darmo, i uczyć się. Resztę pieniędzy odłożyłbym na własny lokal.

Czuje pan, że urodził się pod szczęśliwą gwiazdą?

- Marzyłem o zdobyciu gwiazdki Michelin, ale nie wiedziałem, że dzięki temu trafię także na karty historii polskiej gastronomii. Nie osiągnąłem jeszcze wszystkiego, więc nie ogłaszam wszem i wobec, że zdobyłem szczyt. Mój sukces zawdzięczam ciężkiej pracy i poświęceniom. Nigdy nic nie dostałem za darmo. Jeżeli to powód do sławy, to świetnie, bo zainspiruje tysiące ludzi.

Powstaje podobno kolejny lokal sygnowany pana nazwiskiem.

- Każda restauracja to ogromny wysiłek logistyczny i finansowy. Nie chcę otwierać kolejnego lokalu tylko dlatego, że w danym miejscu jeszcze mnie nie ma albo że zrobię dobry interes, wykorzystując swoją popularność. Moja marka to nazwisko. Jeśli będę w stanie zagwarantować poziom, który się z nim kojarzy, takie miejsce powstanie. Na razie jest na etapie budowy.

Prywatnie odwiedza pan konkurencję? Są to wizyty dla przyjemności czy bardziej zawodowe?

- To zależy. Ale przede wszystkim chcę być tylko klientem, usiąść, dobrze zjeść, spędzić czas z najbliższymi i przyjaciółmi. Jednym słowem - po prostu mieć wolny czas.

Odkrył pan jakiś nowy produkt?

- Na wiosnę natura sypie wszystkim w zastraszającym tempie: pojawiają się igły, młode szyszki, kłącza, listki, mlecz, ale i prosiaki, jagnięta. Sporo produktów trzeba zagospodarować również na zimę. Działamy na maksymalnych obrotach.

Kończy się "Hell's Kitchen", zbliża finał "Top Chefa". Planuje pan już urlop?

- Jeszcze nie podjąłem decyzji. Marzy mi się Meksyk, powrót do Tajlandii lub Japonia. Jednak o wakacjach będę myślał dopiero w lipcu.

Małgorzata Pokrycka

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Kurier TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy