Reklama

Agnieszka Dygant: Perfekcyjna pani domu?

Jako zodiakalny Baran zawsze stawia na swoim. Sportu nie lubi, nawet w telewizji, za to z pasją robi porządki w domu. Agnieszka Dygant potrafi zaskoczyć i to nie tylko różnymi rolami na ekranie.

Widząc na ekranie Agnieszkę Dygant w roli elegancko ubranej mecenas Agaty Przybysz, trudno sobie wyobrazić, że w czasach nastoletnich aktorka była... punkiem! Na dodatek grała w kapeli o feministycznie brzmiącej nazwie Dekolt. Ale ciągoty do występów publicznych przyszła gwiazda miała od najmłodszych lat.

W szkole podstawowej z zapałem recytowała wiersze, zwłaszcza podczas... przerw. W szkole średniej spełniała się we wspomnianym zespole, aż w końcu zdecydowała się na egzamin do łódzkiej "filmówki". Jej talent docenili profesorowie i przyznali jej specjalne stypendium. W 1998 roku skończyła studia i w tym samym roku zdobyła drugą nagrodę na XIX Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, za brawurową interpretację piosenki "Sing Sing".

Reklama

Jak większość absolwentów wydziału aktorskiego marzyła o angażu w jednym z warszawskich teatrów. Chociaż występowała w kilku przedstawieniach, to nie dołączyła na stałe do żadnego z teatrów. Wtedy zdecydowała się związać życie zawodowe ze srebrnym ekranem.

Jeszcze w czasie studiów zagrała niewielką rolę w filmie "Farba". Później, już po dyplomie, pojawiła się m.in. w teledysku zespołu Myslovitz "Dla ciebie". W 2001 roku dostała rolę "Mariolki" w "Na dobre i na złe". Zagrała salową, w której zakochuje się spadkobierca wielkiej fortuny. Grał go Tomasz Kot. Cztery lata później spotkali się ponownie na planie. Tym razem w serialu "Niania".

- Jurek Bogajewicz zaprosił mnie, żebym przyszła na zdjęcia próbne do jego mieszkania - wspomina casting do "Niani" artystka. - Pamiętam, że było to dziwaczne spotkanie - dodaje. Reżyser kazał jej improwizować przed kamerą, jednocześnie nie zdradzał, w jakiej roli chciałby ją obsadzić. Dwa tygodnie później zadzwoniła do niej producentka serialu, Dorota Kośmicka, i zaproponowała rolę Frani.

- Wahałam się, ale czułam też, że jak się poddam, mogę później żałować - mówi aktorka. I rzeczywiście, nigdy nie miała wątpliwości, że była to właściwa decyzja. Dzięki szalonej niani stała się gwiazdą.

- Cieszę się, że teraz mogę zagrać kogoś skrajnie innego - mówi o roli w "Prawie Agaty". - Jeśli o mnie chodzi, to tych "metek" z imionami bohaterek mogłabym mieć wiele - nie ukrywa. Najważniejsze, czego oczekuje w pracy, to profesjonalizm. - Dnia zdjęciowego nie da się powtórzyć, więc trzeba być bardzo skoncentrowanym - tłumaczy.

Na planie nie rozprasza jej nawet fakt, że jednym z reżyserów serialu jest jej życiowy partner, Patrick Yoka. - Historia zna kilka takich przypadków, gdzie reżyser i aktorka byli razem. I nie przeszkadzało im to w pracy - mówi.

Rozpoczynając przygodę z serialem "Prawo Agaty" nie miała sprecyzowanych oczekiwań. Po prostu tęskniła za planem. Wcześniej przez dwa lata zajmowała się wychowywaniem synka Xawerego. - Dziecko nie wykasowało innych moich ambicji - twierdzi. Dlatego nie czuje się typową "matką Polką".

- Nie mam wrażenia, że posiadanie dziecka zrobiło ze mnie lepszego człowieka, mądrzejszego, wrażliwszego, bardziej pewnego siebie - szczerze przyznaje. Jednocześnie, gdy czuje, że przez pracę zbyt długo nie widzi synka, nie zgadza się na przedłużenie zdjęć nawet o 15 sekund. Chociaż kocha aktorstwo, to synek jest dla niej najważniejszy.

Piąty sezon "Prawa Agaty" powoli zbliża się do finału. Wiadomo już, że w maju ruszają zdjęcia do szóstej serii. Aktorka ma więc powody do radości. Po "Niani", to kolejny wielki hit telewizyjny z jej udziałem.

Marzena Juraczko

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Teleświat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy