Reklama

Agata Załęcka zawiedziona Australią

Agata Załęcka spełniła swoje marzenie i na przełomie roku poleciała do Australii. Nie do końca jest jednak zadowolona z tego wyjazdu. Choć udało jej się zobaczyć nowe miejsca i znaleźć czas na samotny odpoczynek nad dobrą książką, to jednak odległy kraj mocno ją również rozczarował. Australia nie okazała się rajem, o którym marzyła, a sylwester w Sydney jest według niej mocno przereklamowany.

Agata Załęcka spełniła swoje marzenie i na przełomie roku poleciała do Australii. Nie do końca jest jednak zadowolona z tego wyjazdu. Choć udało jej się zobaczyć nowe miejsca i znaleźć czas na samotny odpoczynek nad dobrą książką, to jednak odległy kraj mocno ją również rozczarował. Australia nie okazała się rajem, o którym marzyła, a sylwester w Sydney jest według niej mocno przereklamowany.
Australia jest piękna, ale to bardzo policyjne państwo - przekonuje Agata Załęcka /Jarosław Antoniak /MWMedia

- Spełniłam swoje marzenie i w okresie świątecznym, sylwestrowym poleciałam na trzy tygodnie do Australii. To jest drugi koniec świata, jest daleko, ale marzy się o takich odległych kierunkach i mówi się, że kiedyś się poleci w dane miejsce, ale często zostaje to tylko w sferze marzeń. A ja postanowiłam, że życie jest jedno, krótkie i chcę w nim przeżyć jak najwięcej. Mogę powiedzieć, że był to wyjazd życia - mówi agencji Newseria Lifestyle Agata Załęcka.

Aktorka przyznaje, że chciała odpocząć od pracy, od miejsc, które ją na co dzień otaczają i zachłysnąć się czymś zupełnie nowym. - W ciągu tych trzech tygodni leciałam 10 samolotami. Byłam w Melbourne i w Sydney, mieszkałam na Gold Coast. Właściwie to był taki dla mnie wyjazd samotny, chciałam się zdystansować od pewnych rzeczy - zmieniała mi się praca, życie prywatne i postanowiłam się jakoś odnowić. Na Gold Coast spędziłam 9 dni i nocy w hotelu nad oceanem z książką, codziennie robiłam jogging, opalałam się, poznawałam ludzi - opowiada Załęcka.

Reklama

Z jednej strony był to dla Agaty Załęckiej czas odpoczynku, a z drugiej pewnej refleksji. Aktorka nie kryje też rozczarowania. - Stałam się większą patriotką po tym wyjeździe. Jak to się mówi: Polacy cudze chwalą, swego nie znają. Naprawdę żyjemy w wolnym kraju, pomimo całego bałaganu, jakichś tam nieporozumień, które się obecnie odbywają. Australia jest piękna, warto ją zobaczyć, ale to bardzo policyjne państwo. Nie jest to kraj dla mnie do mieszkania. Chyba musiałabym się dwa lata aklimatyzować - podkreśla Załęcka.

Gwiazda przyznaje, że nie czuła się w Australii zbyt swobodnie. Czasem zdarzały jej się mocno stresujące sytuacje. - Było tam szereg zdarzeń, które odbierają swobodę osobistą obywatelowi, a ja się bardzo źle czuję, jeżeli czegoś mi się zabrania. Tam jest szereg jakichś obostrzeń, zakazów. Na ulicy może mnie obywatel aresztować. Tam jest życie pod wieczną obserwacją innych. Poleciałam do Australii z myślą, że może się tam przeniosę. Leci się do Australii, która wydaje się rajem, ale rajem do końca nie jest - przekonuje Załęcka.

Aktorka nie do końca czuje się usatysfakcjonowana również imprezą sylwestrową. - Sylwester w Sydney był najbardziej przereklamowanym Sylwestrem. Wydaje mi się, że w Warszawie pod Pałacem Kultury było ciekawiej - dodaje aktorka.

Newseria Lifestyle
Dowiedz się więcej na temat: Agata Załęcka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy